No więc tak…szaleństwo zaczęło się od czwartku wieczorem, kiedy przyjechała rodzina z Kanady. Dopiero poczuliśmy, że jak oni są na miejscu, to znaczy, że nasz dzień jest blisko. Witaliśmy się chyba do 3 w nocy, oglądaliśmy prezenty i gadaliśmy. Następnego dnia wszyscy faceci dziarsko zabrali się za rozstawianie namiotów, stołów i parasoli na poprawiny a ja relaksowałam się u kosmetyczki. Cały czas ktoś pisał lub dzwonił i pytał jak się czujemy ale stresu nie było ani trochę. Po południu pojechaliśmy do spowiedzi a potem obok na salę wnieść alkohol i rozstawić winietki. Na sali zgaszone było światło tylko przez czerwone okiennice wpadały promienie słońca. Sala wyglądała cudnie z przystrojonymi stołami w tym czerwonym świetle. Pierwszy raz przeszedł mnie dreszcz. Zrobiliśmy też próbę naszej prezentacji i zaraz weszli rodzice. O mały włos a by się wszystkiego domyślili. Noc przed ślubem minęła spokojnie. Przebudziłam się tylko na chwilę z myślą „jak ja będę tańczyć szybkie tańce w tych moich butach na mega obcasie, które mają tylko jeden paseczek na pięcie i których nawet nie spróbowałam rozchodzić”. Potem stwierdziłam, że nie będę sobie tym zaprzątać głowy i spokojnie znowu usnęłam. Rano zjedliśmy razem nasze ostatnie narzeczeńskie śniadanie. Czułam, jaka jestem mocno zakochana. W międzyczasie zadzwoniła moja mama,. Powiedziała, że odebrała mi stroik do włosów i że widziała moją wiązankę i że jest piękna. Kiedy to mówiła słyszałam, że ze wzruszenia łamie jej się głos. Około 11:00 pojechaliśmy z TŻ na cmentarz do mojego Taty i dwóch dziadków TŻta. Poprosiłam Tatę, żeby był tego dnia z nami…
Na 12:00 pojechałam do fryzjerki i makijażystki. Wpadła do nas na chwilę ta moja koleżanka, która robiła nam fotki do prezentacji i cyknęła kilka zdjęć. Po drodze do rodzinnego domu zajechałam po moją starszą (siostrę TŻ, który próbował podejrzeć jak wyglądam ale mu się nie udało

) I tutaj przytrafił mi się spory niefart. W domu brama otwiera się automatycznie i wjeżdża wzdłuż płotu zakrywając furtkę…W całym tym ferworze nie usłyszałam, że już ktoś z domu kliknął bramę i otworzyłam bramkę jednocześnie próbując już przejść…brama uderzyła w furtkę i mnie docisnęła do słupka. Narobiłam wrzasku na pół osiedla póki udało się ją zablokować. Wystraszyłam się niemiłosiernie. Zrobiliśmy mi szybko okłady z lodu na plecy i ramię…na szczęście póki przyjechał fotograf nie było już prawie śladu po tym małym wypadku. Przy fotografie się wyluzowałam i zaczęliśmy się wygłupiać. Skubaniec powiesił i moją sukienkę wysoko na karniszu i zabrał się za cykanie fotek. Zapytał się „co teraz zrobię, żeby się do niej dostać

więc przystawiłam sobie krzesło i w tej wielkiej halce wdrapałam się na nie, żeby uwolnić moją suknię

Mama i starsza pomogły mi się ubrać. Trochę w tej sukni zabłądziłam ale w końcu mnie oswobodziły

Kiedy foto pojechał do TŻ, przyjechała moja babcia ze swoim bratem i jego żoną. Wszyscy oglądali mnie gotową do ślubu ze łzami w oczach… Za jakiś czas przyjechał do mnie TŻ. Wyglądał bosko

i sam oniemiał na mój widok

Poprosiliśmy rodziców o błogosławieństwo. Moja mama podarowała nam śliczne porcelanowe jabłko i pięknie powiedziała, że teraz jesteśmy dwiema połówkami, które za moment połączą się w jedno dorodne jabłko, które ma nadzieje będzie dawało piękne owoce…oczywiście się popłakaliśmy. Pod Kościołem czekało na nas już mnóstwo ludzi. Musieliśmy czekać aż wyjdzie poprzedni ślub i nagle rozległy się fanfary z nieba. Zaczęło grzmieć i rozpadał się deszcz. W ogóle się tym nie przejęliśmy, bo przecież mieliśmy nasz czerwony parasol serce

. Po chwili wyszedł poprzedni ślub a nas kościelny zaprosił do środka. Rozbrzmiała Aria na strunie G

…to była niespodzianka od mojego wujka…Wujek śpiewał nam całą mszę po polsku. Potem brat po łacinie i na koniec, kiedy modliliśmy się pod ołtarzem MB dziewczyna śpiewała sopranem Ave Maria – ciary, ciary i jeszcze raz ciary. Ksiądz nas w ogóle rozbroił, bo zanim rozpoczął mszę to się do nas tak pięknie uśmiechnął. My też się do siebie uśmiechaliśmy. TŻ złożył przysięgę takim głośnym i stanowczym tonem. Cały czas patrzył mi w oczy i robił to w taki sposób, że aż się wzruszyłam. Drżał mi trochę głos i poczułam jak go mocno kocham…Nic nie istniało wokół prócz nas. Na koniec, gdy rozbrzmiał marsz Mendelsona zobaczyliśmy dopiero ile ludzi jest w kościele. Wyszliśmy kawałek na zewnątrz, żeby wystrzelić tuby i cyknąć fotki a potem cofnęliśmy się do przedsionka na życzenia, bo jeszcze trochę padał deszcz. …może to Tato się wzruszył?...
TŻ wniósł mnie na salę, rodzice przywitali chlebem i solą. Goście odśpiewali nam sto lat, zjedliśmy przystawkę, zupę i obiad i zaproszono nas do pierwszego tańca. Nie trenowaliśmy go wcześniej ale chyba wyszło super, bo potem nas chwalili. Przy obrotach fajnie plątaliśmy się w moim welonie

TŻ przeszedł samego siebie, bo nie przepada za tańcem, a bawił się ze mną i z gośćmi przez całe wesele. Straciliśmy może z 3 piosenki ale odwiedzaliśmy wtedy gości przy stołach. Rewelacyjnie mi się tańczyło obcasy zamieniłam na baletki dopiero po 2 w nocy

i nawet ledwie znalazłam chwilę na przepięcie welonu na krótszy, bo zespół grał cały czas moje ulubione kawałki. Byli rewelacyjni! a solówki na elektrycznej gitarze mega!! Pisałam Wam kiedyś, że jedna z wokalistek jest w ciąży (stracili pierwsze dziecko) i że nie było wiadomo, czy u nas zaśpiewa. Była! śpiewała fenomenalnie

na początku wesela pogratulowałam jej dzidziusia i prosiłam, żeby na siebie uważała. Po kilku h widziałam, że już jest zmęczona. Przyszła się z nami pożegnać. Jej mąż powiedział potem, że jeszcze żadna para nie była tak ciepło nastawiona do zespołu

. W końcu przyszedł czas na podziękowania dla rodziców i babć. Obsługa przygotowała miejsce na prezentację. Rodzice siedzieli przed ekranem na sofach a goście stali wokół. Widziałam, że są wzruszeni. Wszyscy żywo reagowali na kolejne zdjęcia…kiedy w prezentacji pojawił się dłuższy fragment o moim Tacie…nasze wspólne zdjęcia, kiedy byłam mała…zdjęcia kiedy z TŻ puszczamy do nieba lampion z napisem tato i slajd z wymalowanym przeze mnie napisem „Tato, mam nadzieję, że jesteś ze mnie dumny” Goście przez cały czas bili brawo…tego się nie da po prostu opisać to było takie morze narastających z każdym slajdem braw, które aż szumiały w uszach….wszyscy płakali… Na sali przecież nie tylko była rodzina Taty ale też jego przyjaciele z dawnych lat…kiedy prezentacja się skończyła obsługa zapaliła światło. Wszyscy zaczęli do nas podchodzić i nam gratulować. Nie kryli łez. Wujek-brat Taty powiedział mi, że lepiej nie mogłam zaznaczyć Jego obecności. Nie chciałabym, żeby zabrzmiało to tak, że się sama tu wychwalam ale każdy naprawdę gratulował nam prezentacji i mówił, że dostarczyliśmy mu wielu wzruszeń . Wiecie co…to było naprawdę piękne. Już nikt nie patrzył na makijaże. Każdy poddał się emocjom. Nie spodziewałam się aż tak szczerych reakcji. Przyjaciele Taty powiedzieli mi, że wszystkim takie coś było bardzo potrzebne…rozczuliły mnie też komentarze innych gości, np. nieznanych nam osób towarzyszących…mówili: „nie znam Was dobrze ale czegoś takiego jeszcze nie widziałem”…albo „wiesz jestem facetem i nie pamiętam już kiedy płakałem ale dziś ryczałem jak bóbr”…Było tego wiele. U każdego ruszyliśmy jakąś strunę.
Potem zabawa trwała do białego rana. Wytańczyłam się za wszystkie czasy. Na oczepinach welon złapała moja babcia , która śmiała się, że jest panną z odzysku

(to ta co ma 80 lat i wytrzymała do końca wesela na swoich 10 cm szpilkach) była przy tym kupa śmiechu.
Goście chwalili jedzenie i drink bar no i oczywiście moje dopieszczone w każdym calu szczegóły – pudełeczka winietki, księgę i tablicę gości. Mówili, że takiego wesela jeszcze nie widzieli

Do domu dotarliśmy dobrze po 6 rano. Obejrzeliśmy życzenia i koperty i usnęliśmy trzymając je w rękach

Rano zrobiliśmy sobie noc poślubną

i popędziliśmy szykować poprawiny. Pogoda nam super dopisała. Cały czas świeciło słońce. Chłopaki wygłupiali się w basenie. Potem wrzucili do niego mnie i moją teściową

było śmiesznie, bo obie kąpałyśmy się w naszych eleganckich poprawinowych sukienkach

Tańce trwały do 6 rano

Przez cały czas na elektronicznych ramkach leciały zdjęcia z naszej prezentacji

Najpiękniej jednak wspominam moment, kiedy teść wziął mnie na kolana i powiedział, że jest dumny, że ma we mnie taką córkę i zapytał czy będę mówiła do niego tato…
Na następny dzień odbyły się poprawiny poprawin
Dla tych wszystkich dni warto było żyć

Jesteśmy umęczeni ale ogromnie szczęśliwi
Jutro mamy plener a w piątek lecimy do Grecji

Tam sobie odpoczniemy i nacieszymy się naszym małżeństwem
