
Maluszek wykąpany, nakarmiony (wieczorem popisowo łapał pierś i ciągnął wyjątkowo wytrwale, co mnie nastraja lekko optymistycznie na noc, bo wygląda, że załapał o co chodzi

) i śpi

Ja z wymienionym opatrunkiem
Na razie na plusie jesteśmy.
A mojej cioci za pomoc przy karmieniu to nie wiem jak się odpłacę, chyba musiałabym jej jakąś wypasioną brykę kupić

Bez niej nie dałabym rady, tak bolało, że płakałam. Nie chcę jeszcze pisać, że najgorsze za nami, ale faktem jest, że piersi już AŻ TAK nie bolą i chyba dobrze mleko wypływa. U mnie akurat zastój zrobił się w momencie nawału pokarmu, więc wyobraźcie sobie, jakie miałam melony (z mojego małego B, jak to zobaczyłam w nocy, to zaliczyłam opad szczeny). Kto by pomyślał, że dam radę karmić piersią
Mój mąż jest bohaterem

Ale wcześniej już go o to podejrzewałam
Idę troszkę poczytać

bo też się stęskniłam
Ale baranek ze mnie

Miałam przecież podziękować Malamutce za to, że zgodziła się prowadzić listę i w ogóle za to, że jest taka kochana
Edit: Wiecie co, pomyślałam, że poczytam sobie na necie co z tym naszym prawdziwym węzłem na pępowinie i normalnie się przeraziłam. Co za szczęście mieliśmy, że trafiliśmy akurat na tych lekarzy i tą położną!
A wiecie, że obydwoje z mężem jesteśmy przeziębieni? Do dziecka podchodzimy w maseczkach na twarz. Jak już wyzdrowiejemy i je zdejmiemy, to mały nas nie pozna
