Przyczajenie
Zarejestrowany: 2011-09
Wiadomości: 12
|
Dot.: Bicie dzieci....
Oskarek Małgorzaciak
( 4 latka )
Oskarek Małgorzaciak żył cztery lata. Pierwsze dwa w raju, następne dwa
w piekle. Jego raj to ulica Partyzantów w Piotrkowie Trybunalskim.
Małe kamienice, domki, jezdnia z kocimi łbami i szpalerem drzew, ogródki
z dzikim bzem, komórki. Skromnie, bałaganiarsko, swojsko, zielono. Mieszkał tu Marek Zajda. Urządził sobie pokoik w suterenie kamienicy. Na wyższych piętrach mieszkają jego dorosłe dzieci, wnuki, matka. marek jest starszym, doświadczonym przez los wdowcem. Zaopiekował się Joanna, matką Oskra.
-Spotkałem Aśkę, gdy miała 20 lat, była w ciąży, nie miała gdzie się podziać ani za co żyć-wspomina. -Miała ciężkie życie. Chowała się w domu dziecka, potem w rodzinie zastępczej. Gdy zmarła matka zastępcza, znów wylądowała w sierocińcu. "U mnie są dwa łóżka"- powiedziałem- "a i jedzenia wystarczy". Została tu. To ja wiozłem ją do szpitala na poród. To ja wziąłem nowonarodzone dzieciątko na ręce - Marek garbi się, chowa głowę w ramionach, a twarz w dłoniach. -Oskarek przybiegał do mnie w nocy do łóżka, przytulał się... -głuchy głos wydobywa się gdzieś z głębi. -Codziennie siadał mi na kolanach i jadł obiad... Śmiał się, klaskał, gdy grałem na akordeonie, to mu kupiłem taki mały... . Zawiesiłem mu
w ogródku huśtawkę, kupiłem rowerek trójkołowy. Mówił do mnie "wujek-tata!". Kochałem go... Nikt go tu nie uderzył, nie podniósł na niego głosu.
Aśka opiekowała się nim. Zawsze był czysty, najedzony i dopilnowany.
-Zrobiłem głupotę. Jechałem samochodem po spożyciu... -Marek kiwa głową nad zawiłościami losu.
-Złapali mnie. Dostałem pół roku odsiadki. Powiedziałem Aśce: "Ja jestem stary, idę do więzienia, ty młoda, ładna, znajdź sobie porządnego chłopaka, ułóż życie, wychowaj dziecko". Dostała mieszkanie komunalne, no i poszła.
Gdy Oskar opuszczał swój raj, miał dwa lata. Był ślicznym, niebieskookim blondynkiem, rezolutnym, rozgadanym, garnącym się do ludzi. Ważył 12 kilo. Po dwóch latach w piekle ważył...11 kilo, miał wybite zęby, poranione ciało i duszę, bezbrzeżny smutek w oczach.
Dramat chłopca zaczął się w momencie, gdy próg mieszkania przekroczył Artur N. Zamieszkał z nimi. "Chłopak mnie denerwował - opowiada beznamiętnie Artur. - Cały czas był głodny, uparty. Zacząłem go karcić. Najpierw tylko po d***e. Później były ciosy pięścią w brzuch, w głowę, twarz, szyję. Albo kopniaki".
Gdy Oskar sięgał po nieswoją miskę zupy, Artur złamał mu rękę. Gdy skulił się z zimna, Artur włożył mu rękę do rozgrzanego piecyka. Gdy malec otworzył lodówkę, żeby coś zjeść, dostał silnego kopniaka w twarz. Pękła warga, wgniotło się dziąsło, poleciała krew, zęby się chwiały. Artur ze śmiechem wyciągnął dziecku zęby z buzi.
Oskar znalazł się w matni. Na początku wyciągał ręce do matki, błagał o pomoc. A ona... dokładała jeszcze cierpień: szarpała, klęła, biła po plecach. Chłopczyk nie miał się komu poskarżyć, dokąd uciec. Jego kat mieszkał razem z nim. Mógł bić go w dzień, w nocy, nad ranem. I robił to. Gdy chłopiec krzyczał z bólu, dostawał mocniej i więcej. Cierpiał więc w milczeniu. Tłumił ból i łzy. Ostatniej zimy chyba sam widok chłopca doprowadzał ojczyma do furii, bo ciało Oskara było jedną wielką raną.
Skóra na plecach zdarta do mięsa, przez ranę na nadgarstku widać było kość, ręce przypalone, broda i usta zapadnięte, zniekształcone. Udręczony organizm nie wytrzymał. Chłopiec zmoczył się w łóżku. Ale nawet nie pisnął. Cicho, w samotności cierpiał całą noc. Rano prawda wyszła na jaw: łóżko było mokre. Artur pochylił się nad malcem. Zacisnął pięść, wymierzył cios w brzuch. Weszła głęboko. Oderwały się nerki. Uderzył drugi raz. Pękła wątroba. Oskar westchnął, gałki oczne poszły do góry, zakryły
się białkami. Mijały godziny. Dopiero gdy Artur wyszedł z domu, poskarżył się cichutko: "Mamo ! Brzuszek boli...". Matka nie reagowała. Zajmowała się 9-cio miesięcznym bratem Oskara, którego ojcem jest Artur. Ten syn był kochany, pielęgnowany.
Wieczorem Oskar wymiotował krwią. Nie ruszał się, czasami przewracał tylko oczami. Tracił przytomność. Artur i Aśka położyli się spać. Rano Artur podskoczył do łóżeczka Oskara sprawdzić, czy znów się nie zmoczył. Już szykował pięści do ciosów. Dziecko nie ruszało się, było sine, z ust ciekła krew. Oczy miał nieruchome, szeroko otwarte. Artur poczuł strach. O siebie. Jeszcze będzie na niego. Uciekł z domu i anonimowo zadzwonił na pogotowie.
Koszmar Oskara zaczął się gdy malec miał zaledwie 2 latka. Ale prawdziwe piekło opiekunowie zgotowali mu, gdy Joanna M. poznała Artura N. i zaszła z nim w ciążę. Szybko okazało się, że ojczym nienawidzi Oskara równie silnie, jak matka.
Oskarek od drugiego roku życia był systematycznie maltretowany, katowany fizycznie i psychicznie. Bity, poniżany i głodzony. Mimo, że miał cztery lata ważył mniej niż półtora roczne dziecko – zaledwie 11kg. Długotrwałe głodzenie spowodowało, że chłopiec miał bardzo silną anemię. To jednak nie wzruszało jego opiekunów. Kiedy pewnego dnia na rodzinnej imprezie Oskar zapytał, czy może dostać coś do jedzenia i chciał wziąć sobie miskę zupy, jego kat – Artur N. złamał mu rękę,
przemieszczona kość prawie przebiła skórę. Chłopiec wył z bólu, każdy ruch sprawiał mu niesamowite cierpienie. Żył ze złamaną rączką przez 10 miesięcy, aż do dnia …. swojej śmierci.
Ojczym Oskara katował go za wszystko. Za to, że się odezwał, krzywo spojrzał, że prosił o jedzenie, za to, że jak każde dziecko domagał się czułości. Rzucał nim o ściany i meble. Przypalał żelazkiem i piecykiem. Przerażony malec biegał po pomoc do matki. Ale ona jeszcze mu dokładała razów. Biła go pięściami po plecach, nogach i rękach. Potrafiła kopać go z kolana w klatkę piersiową. Ślady na ciele dziecka wskazują, że oprawcy systematycznie je torturowali. Zwyrodniały ojczym kopnął go kiedyś w
twarz tak silnie, że chłopiec stracił kilka zębów.
"Kopnął go i... trochę mu poleciała krew, no i... te zęby mu się zaczęły ruszać. On doszedł do niego i tego jednego zęba to mu normalnie wyciągnął, a drugiego... Oskar sobie sam wyjął. Zaczął grzebać w zębach, w buzi... A dwa wcześniejsze zęby same wypadły" - opowiadała policjantom matka.
Gdy Artur N. kopnął go w brzuch, Joanna M. beznamiętnie patrzyła, jak cierpi. "Oczy przewróciły mu się do góry" - zeznał potem ojczym policjantom. A kiedy maluch płakał i wymiotował krwią, nie zrobili nic, by mu pomóc. Wręcz przeciwnie. Bili go dalej. Tym razem za to, że krwią ubrudził posłanie.
Gdy przyszedł w nocy do łóżka mamy szukając ukojenia i matczynego ciepła, ojczym zaczął go bić. "Dałem mu dwa kopy i musiał wracać do swojego łóżka" - zeznał policjantom Artur N.
Opiekunowie torturowali malca na wiele okrutnych sposobów. Jego małe ciało było całe w siniakach, krwiakach, skóra nosiła wiele znamion cięcia i przypalania. Na ciele chłopca znajdowały się też miejsca zupełnie skóry pozbawione, wyglądało to tak jakby została celowo odcinana by przysporzyć dziecku dodatkowego cierpienia. Był bity pięściami, pasem, kablem, różnymi przedmiotami, kopany, duszony, rzucany o meble. Wszystko to za to, że się urodził i chciał być kochany jak każde dziecko. Mimo, że
matka go nienawidziła i maltretowała prawie na równi z ojczymem, to chłopczyk nie mając nikogo innego przychodził wciąż do niej w nadziei, że kiedyś jego koszmar się skończy. Że mama weźmie go na kolana, mocno przytuli i przeprosi. Że w końcu będzie miał rodzinę tak jak inne dzieci. Maleńki Oskarek zapewne nie mógł zrozumieć, dlaczego on jest tak okrutnie traktowany, podczas kiedy jego przyrodni brat Kacper (syn jego matki i konkubenta) jest oczkiem głowie swoich opiekunów. Drugie dziecko było
wręcz wychuchane. Czyste, zadbane, uśmiechnięte, dobrze rozwijające się – jak stwierdziła opieka społeczna i lekarze. Co mogło czuć 4 letnie dziecko widząc w jaki sposób i z jaką czułością jego matka i ojczym zajmują się Kacperkiem?
Oskar bity był pod każdym pretekstem. Matka biła, bo "był niegrzeczny", bo "ciągle wołał jeść", bo "płakał". Jej konkubent bo "chciał zjeść zupę", bo na jego widok "siusiał w majtki", bo "był" ... .
Gdy Artur N. zbił go ostatni raz wymierzając mu kilka ciosów pięścią w malutki brzuszek, a chłopiec zaczął umierać nikt nie udzielił mu pomocy. Malec położył się na łóżku obok swojej matki, nakrył się kocykiem … . Następnego dnia rano okazało się, że jest siny, nie oddycha, leży bez pulsu w otwartymi oczyma jakby do ostatniej chwili czekając na jakiś ludzki gest. Dopiero w ów czas Artur N. zbiegł z miejsca zbrodni i anonimowo zawiadomił pogotowie. Lekarz był w szoku. "Chłopczyk leżał na
łóżku. Nie miał tętna. Nie oddychał. Nie udało mi się przywrócić go do życia" - mówi z trudem dr Tomasz Pniak. Sam jest ojcem. "Na ciele miał straszne rany. A matka stała obok, spokojnie tuląc drugie dziecko. Zapytałem, skąd rana na brodzie, mówiła, że upadł" - opowiadał wstrząśnięty. Zarówno policjanci, jak i pracownicy pogotowia, mimo dziesięcioletniej praktyki, byli zszokowani widokiem zmasakrowanego ciała małego Oskara, płakali…. W przeciwieństwie do matki chłopca, która pozostała
niewzruszona.
Jak chłopiec złamał rękę? Wmawiała lekarzowi, że leżał na niej, a złamała się, gdy chciała ją wyciągnąć. Dlaczego wymiotował krwią? Kłamała, że to nie krew, a czekolada. Oskarek umarł po uderzeniu w brzuch. Tak potężnym, że oderwało dziecku fragmenty obu nerek. Przyczyną zgonu był również wstrząs pourazowy jak i ogólne wycieńczenie organizmu.
Choć rodzinę odwiedzała pomoc społeczna, nikt rzekomo nie spostrzegł, że dziecko jest katowane. Nie jest możliwe, żeby patrząc na Oskara nikt nie zapytał, dlaczego ma pocięte nożem ręce. Nikt nie zwrócił uwagi na posiniaczoną i pozrywaną skórę, nikt nie zauważył rany na brodzie tak głębokiej, że odsłaniała kość szczęki.
1 marca, dzień przed tragedią, pracownica ośrodka pomocy była pod drzwiami jego mieszkania. Prawdopodobnie wtedy już umierał. Silne ciosy zadane w nocy przez Artura N. zakończyły prawie dwuroczną gehennę dziecka. Nikt nie otwierał drzwi. Sąsiad, zagadnięty przez pracownicę opieki, odkrzyknął tylko: - Mam swoje problemy.
Nad rodziną od dawna nadzór stanowił piotrkowski ośrodek pomocy społecznej znajdujący się 150 metrów od mieszkania chłopca. Pracownik socjalny, pomimo częstych wizyt w domu Oskara,
nie zauważył nic niepokojącego w zachowaniu opiekunów i dziecka. Co więcej pracownica opieki nie ma sobie nic do zarzucenia. Liczne rany na ciele dziecka mówią co innego.
Kto wiedział o tragedii malca? Sąsiedzi, pracownica socjalna, rodzice Artura N. Każdy kto choćby zobaczył dziecko mógł się domyślić, że dzieje się coś naprawdę niedobrego. Setki ludzi anonimowo przyglądało się gehennie malca. Nikt nie zareagował. Nikt mu nie pomógł. Dziecko zmarło nie zaznawszy miłości, ludzkich uczuć z czyjejkolwiek strony, zapewne też z wielkim żalem i poczuciem niesprawiedliwości.
Sąd w Piotrkowie Trybunalskim skazał Artura N. za zabójstwo syna swej konkubiny na 25 lat więzienia. Matkę dziecka, Joannę M., za pomoc i podżeganie do zabójstwa również na 25 lat. Sąd uznał ich też za winnych wielomiesięcznego, okrutnego znęcania się nad Oskarem. Wszystkie strony procesu odwołały się od wyroku. Prokuratura domagała się dla oskarżonych dożywotniego więzienia, chciała też uchylenia wyroku i skierowania sprawy do ponownego rozpoznania. Obrońca Artura N. chciał złagodzenia kary i
zmiany klasyfikacji czynu na pobicie ze skutkiem śmiertelnym, a adwokat matki dziecka złagodzenia kary do 15 lat więzienia. Sąd Apelacyjny uznał, że oboje oskarżeni są tak samo winni zabójstwa i maltretowania dziecka, a więc kary 25 lat więzienia są adekwatne do ich winy. Podczas rozprawy apelacyjnej oskarżeni nie wyrazili skruchy. Prawdopodobnie po 15 latach będą mogli się ubiegać o przedterminowe zwolninie.
Akty oskarżenia obojgu oskarżonym przez kilka minut odczytywała prokurator Beata Wojciechowska. Na miejscu publiczności w sali rozpraw zasiadło kilkunastu dziennikarzy, którzy przybyli z całej Polski, aby zobaczyć zwyrodnialców, którzy zakatowali na śmierć czteroletnie dziecko. Słowa, które usłyszeliśmy, mogły wstrząsnąć każdym normalnym człowiekiem. Przez kilka godzin odczytywane były wyjaśnienia, które zwyrodnialcy składali przed policją i prokuratorem. Oboje nie przyznali się do chęci zabicia dziecka.
Edytowane przez angels godmother
Czas edycji: 2012-07-04 o 11:17
|