Do rozpoczecia tego wątku skłonił mnie wątek o nadopiekuńczości mamy
Nie bardzo wiem już co robić więc może po prostu opiszę tak krótko jak się da, mój problem.
Moja mama jest bardzo nadopiekuncza - miała jeszcze rok temu problem zeby mnie puscic do kuzynów którzy mieszkaja blisko (pare ulic dalej-15 minut drogi na nogach) bo musiałabym wracać o 21, gdy jest już ciemno

I i tak nie moge za bardzo od nich później wracac.
Traktuje mnie jak dziecko w większości wystuacji i ja zdaje sobie sprawe, że w jej przypadku tego nie da się chyba zmienić. Kilka dni temu słuchalam muzyki przez słuchawki w komórce (staram się nie słuchac przez laptopa bo tata słucha u nich w pokoju muzyki i jużw ogołe by szło zwariować) i akurat odpisywalam kolezance na gg to wydarła się na mnie i zrobiła taka awanturę jakbym co najmniej nie wróciła na noc do domu i zabrała mi w końcu moje (!) słuchawki. Byłam tak wściekła, że wyszłam z domu zeby ochłonąć.
Moim problemem jest to, że nie potrafię jej sie przeciwstawić. Nawet jesli próbuje, to na ogół nic z tego nie wychodzi w koncu. Doprowadza mnie do płaczu jak się drze, zwłaszcza że to zazwyczaj o jakies głupoty. Po prostu tak mnie wychowała, że niejako się jej
boję i mam problem żeby ją o coś zapytać itp. Jak się czasem kłócilysmy to potrafiła mi powiedziec (sytuacje te mialy miejsce nie tak dawno temu) "nie odpowiadaj mi bąku bo jak cię trzasnę..." czy jakoś tak.
Nie uderzyla mnie i nie wiem czy by to zrobiła, bo ja na ogół przyjmuje postawe obronną i jej nie atakuje. Naprawdę nie wiem co by zrobiła gdybym zaczęła się z nią kłócić i jej odpyskowywac, ale wiem że gdyby mnie jednak uderzyla to predko by mnie nie zobaczyła....
Prawdopodobnie dzięki rodzicom, (a raczej ich nadopiekuńczemu wychowaniu) nabawilam się fobii społecznej. Nigdy jej u mnie nie zdiagnozowano, gdyż jeszcze nie byłam u pdychiatry ale mnóstwo rzeczy się zgadza, zwłaszcza uczuć jakich doświadczają fobicy.

Nie wiem w ogole czy o tym z nimi rozmawiac, jak, mimo że mój tata leczy się na nerwicę boję się, że mama uzna to za moją wymówkę...
Idę teraz na studia dzienne i liczę w niektórych kwestiach zyskam nieco wolności od matki, choc moze byc ciezko. Mialam miec prace i zarabiac kolo 800 zł, ale bede zarabiała 500 więc nie wystarczy aby się wyprowadzic - mam zamiar pomyslec o tym w przyszłym roku. Póki co nie wiem jak przetrwac, jak sie zachowywac, bo przeciez w zasadzie jestesmy normalna rodzina, nikt mnie nie bije, nie zneca sie nade mna psychicznie a mimo to czasem jest cholernie ciężko... Po ostatniej akcji z słuchawkami (miala miejsce wczoraj) po prostu musialam się wyzalić
Aha, wspominałam że mam 20 lat?
Napiszcie proszę czy byłyście w takiej sytuacji i jak sobie z nią radzić.
