Wróciłam ... sama...
Złapaliśmy kota w siatkę na ryby, wsadziliśmy do kartonowego pudełka razem z tą siatką, zakleiliśmy taśmą i pojechaliśmy.
Była bardzo agresywna (to ona!). Potargała weterynarzowi rękawice.

Została włożona do transportera i dostała "głupiego jasia". Weterynarz ją oglądnął dokładnie. Diagnoza: tylna lewa łapa do całkowitej amputacji, tylna prawa - prawdopodobnie martwica mięśni, przednia prawa - nie ma jednego palca, łapa prawdopodobnie złamana...

Kotka ma tez prawdopodobnie teraz rujkę, być może jest ciężarna...
Kotka została w szpitalu. Jutro ma amputację i sterylizację, zostanie też odrobaczona i zaszczepiona. Przednia łapka musi być dokładnie oczyszczona i utrzymana w czystości, ale jeszcze nie wiadomo co z nią będzie.
Kotka prawdopodobnie będzie żyć. Będziemy o nią walczyć. W szpitalu ma zostać ok. 7-10 dni.
Rachunek mnie zabije...
Przygarnęłabym ją, ale boję się o moją Sonię.

Kotce zrobimy badania w kierunku białaczki w odstępie kilku miesięcy i wtedy podejmę decyzję, czy będzie moja. Do tej pory na pewno znajdzie swoje miejsce u babci, ja muszę tylko pomóc ją zsocjalizować....
A póki co to może macie dla mnie jakiekolwiek rady? Nigdy nie miałam do czynienia z niepełnosprawnym kotem...


A i kotka ma ok. 6 miesięcy, jest biało-szara i ma śliczne niebieskie oczka. Chce żyć. Weterynarz powiedział, że to cud, że jeszcze żyje, i że uratowałam jej życie w ostatniej chwili.
Potrzebuję oderwać się od całej tej sytuacji, więc może macie jakieś propozycje imienia (choć ostateczną decyzję podejmie babcia - proszę o pomoc, bo jak nie, to dziadek chce, żeby była Maryśką

).
EDIT: Zapomniałam jeszcze napisać, że prawdopodobnie wpadła we wnyki (tak się to chyba nazywa) lub też krzywdę zrobił jej człowiek np. łopatą...
Ale jestem już spokojna, że kotka jest w cieple, uśpiona, znieczulona, wiem gdzie jest i z kim, nie muszę się aż tak martwić jak od paru dni (jak ją złapać? co robić? czy będzie żyć? itp).