A co do porodu.. to ja właśnie powiem tak, że jak czekało mnie to po raz pierwszy z synusiem to nie bałam się, bo.. nie wiedziałam czego, teraz już bardziej jestem świadoma tego co mnie czeka i generalnie ma chyba więcej obaw

i wcale nie tych związanych z bólem, bardziej obawiam się o dziecko, o te wszystkie sytuacje kiedy coś mogło by stać się dziecku przy porodzie.
Jeśli chodzi o sam ból porodu - jest masakra, ale jeśli o mnie chodzi najgorzej było z bólami, szczególnie krzyżowymi, później kiedy przyszły już te parte to było lepiej, bo miałam wrażenie, że to, że mogę przeć jakoś pomaga na to, że boli... no i mogłam się troszkę podrzeć

, ale jak już wyciągnęli synusia i go zobaczyłam - cały ból i zmęczenie minęło.. wszystko... kiedy spojrzał na mnie tymi wielkimi granatowymi oczami zrobił minkę jakby chciał powiedzieć "yyy... achaa.. to ty.." hehe
Nooo, też bałam się kiedyś, że nie będę wiedziała, że to już to, ale teraz wiem, że generalnie porodu to chyba ciężko nie poznać...

, jak już się zacznie (wcale nie koniecznie tak jak w filmach od odejścia wód) to na pewno się uda zorientować. Ja generalnie też nie wiedziałam, że to już

. Pamiętam, że byłam już 4 dni po terminie, poszłam to wc zrobić siusiu, podcieram się papierem a on.... zniknął...

i ja w szoku, no to "zaczełam poszukwania", okazało się, że się "do mnie" przykleił, pociągnełam i patrze na do papieru przyklejona wielka biało- perłowa "glizda"

i tak patrze i mówie "fuuuuuuuj", hehe

. Wyszłam z toalety i przypomniałam sobie,że czytałam kiedyś o jakimś czopie śluzowym, więc to pewnie to, położyłam się i oglądałam TV, bóle zaczęły się u mnie mniej więcej jakoś do godziny po "gliździe" (tak jakoś ok 15-16), tak w krzyżach na początku takie łamanie w plecach, im dłużej tym były mocniejsze i gorsze do zniesienia, ok 21 już nie mogłam wysiedzieć, chodziłam i leżałam na zmianę, o 24 trafiam na porodówkę, ale okazało się, że rozwarcie na 1cm, więc prawie wcale, boli mnie mocno bo przy bólach krzyżowych to tak jest (do tego moja wada kręgosłupa), ale, że miałam wysokie ciśnienie,zatrzymali mnie już na porodówce dostałam zastrzyk z relanium i jakąś tabl. pod język. Jakoś ok 1 w nocy położna przebiła mi pęcherz płodowy, poleżałam troszkę w wannie, pochodziłam po korytarzu, zbadała mnie i mówi "no i jest rozwarcie, no to rodzimy"

i powiedziała, że jak ona powie to mam przeć, a ja na to "a jak to się robi?"


(no bo niby skąd mam wiedzieć), a ona do mnie "poczujesz jak, ogólnie to podobnie jak w toalecie", położną miałam super, kilka razy parłam, troszkę pokrzyczałam i po 35 minutach synek był na świecie, taki malutki i piękny

!! ogólnie jeśli można o porodzie powiedzieć, że było ok, to mój wspominam "dobrze", głównie zawdzięczam to super położnej, chciałabym na nią trafić rodząc teraz córcię

. Ból nie jest nie do zniesienia bo gdyby tak było to kobiety nie przeżywały by porodów, jest wielki i nie do porównania z niczym, ale spojrzenie tej małej istotki i uświadomienie sobie, że ona jest w jeszcze większym szoku, ją również to bolało, a teraz jest zależna wyłącznie od Ciebie i kocha cię odrazu i bezinteresownie, że jest się już MAMĄ, czyli osobą jedyną i wyjątkową wynagradza wszystko!!!