Rozeznanie
Zarejestrowany: 2009-06
Lokalizacja: Gliwice
Wiadomości: 828
|
Dot.: Optymistyczny wątek przedporodowy.
No to i ja opiszę swoje przeżycie związane z narodzinami mojego Syneczka .
Rodziłam ponad 4 lata temu, miałam wtedy te swoje ledwo skończone 20latek i nie bałam się generalnie porodu, bo.. nie wiedziałam czego, teraz jestem w 2 ciąży, w 27 tygodniu i już bardziej jestem świadoma tego co mnie czeka i generalnie mam chyba więcej obaw i wcale nie tych związanych z bólem, bardziej obawiam się o dziecko, o te wszystkie sytuacje kiedy coś mogło by stać się dziecku przy porodzie itd... no ale miało być optymistycznie..więc (wklejam opis z innego wątku, bo nic się w moim porodzie nie zmieniło w tym czasie:P) :
Jeśli chodzi o sam ból porodu - jest masakra, ale jeśli o mnie chodzi najgorzej było z bólami, szczególnie krzyżowymi, później kiedy przyszły już te parte to było lepiej, bo miałam wrażenie, że to, że mogę przeć jakoś pomaga na to, że boli... no i mogłam się troszkę podrzeć , ale jak już wyciągnęli synusia i go zobaczyłam - cały ból i zmęczenie minęło.. wszystko... kiedy spojrzał na mnie tymi wielkimi granatowymi oczami zrobił minkę jakby chciał powiedzieć "yyy... achaa.. to ty.." hehe 
Nooo, bałam się kiedyś, że nie będę wiedziała, że to już to, ale teraz wiem, że generalnie porodu to chyba ciężko nie poznać... , jak już się zacznie (wcale nie koniecznie tak jak w filmach od odejścia wód) to na pewno się uda zorientować. Ja generalnie też nie wiedziałam, że to już . Pamiętam, że byłam już 4 dni po terminie, poszłam do wc zrobić siusiu, podcieram się papierem a on.... zniknął... i ja w szoku, no to "zaczęłam poszukiwania", okazało się, że się "do mnie" przykleił, pociągnęłam i patrze na do papieru przyklejona wielka biało- perłowa "glizda" i tak patrze i mowię "fuuuuuuuj", hehe . Wyszłam z toalety i przypomniałam sobie,że czytałam kiedyś o jakimś czopie śluzowym, więc to pewnie to - otworzyłam gezetkę w której o tym było, żeby się upewnić, no i pisało, że odejście czopu następuje na kilka dni, czasem na kilka godzin przed porodem,więc pewna tego, że skoro na kilka dni przed porodem, no to nie ma się czym martwić, skoro termin już praktycznie minął, no to święty czas żeby coś się zaczęło dziać..więc.. położyłam się i oglądałam TV, bóle zaczęły się u mnie mniej więcej jakoś do godziny po "gliździe" (tak jakoś ok 15-16), tak w krzyżach na początku takie łamanie w plecach, im dłużej tym były mocniejsze i gorsze do zniesienia, ok 21 już nie mogłam wysiedzieć, chodziłam i leżałam na zmianę, o 24 trafiam na porodówkę, ale okazało się, że rozwarcie na 1cm, więc prawie wcale, boli mnie mocno bo przy bólach krzyżowych to tak jest (do tego moja wada kręgosłupa), ale, że miałam wysokie ciśnienie,zatrzymali mnie już na porodówce dostałam zastrzyk z relanium i jakąś tabl. pod język. Jakoś ok 1 w nocy położna przebiła mi pęcherz płodowy (nic nie boli, w ogóle tego nie czułam) i okazało się, że wody są gęste i zielone czyli synek przenoszony i zaczęło się jakieś zatrucie ciążowe robić...no ale lekarz stwierdził, że rodzimy dalej.... poleżałam troszkę w wannie, pochodziłam po korytarzu,potem troszkę na łóżku porodowym w pozycji "Kolankowo- łokciowej" po czym położna zbadała mnie i mówi "no i jest rozwarcie, no to rodzimy" i powiedziała, że jak ona powie to mam przeć, a ja na to "a jak to się robi?" (no bo niby skąd mam wiedzieć), a ona do mnie "poczujesz jak, ogólnie to podobnie jak w toalecie", położną miałam super, kilka razy parłam, troszkę pokrzyczałam (sama nie wiem czemu właściwie:P), położna nacięła mnie ze względu na zielone wody płodowe (nic to nie bolało - nie wiem nawet kiedy to zrobiła, bo zrobiła to na skurczu - a wtedy by mnie mogli i pociąć żywcem nic bym nie czuła:P)generalnie skurczów partych było mało, synek szybciutko się przemieszczał..pamiętam, że w pewnym momencie powiedziałam do położnej, że już mi się nie chce, mam dość i ja wychodzę :P na co położna powiedziała "ale to jeszcze tylko chwilkę, ja już tu widzę główkę ooo i włoski ma!" a ja na to "eeee niech jest nawet i łyse ale ja już chcę koniec!", położna stwierdziła, że tak ładnie idzie, że jeszcze 2 skurcze i już będzie, na co ja w myślach sobie powiedziałam "o nie, żadne 2 skórcze - wyłazisz na tym jednym i koniec!"  no i leże i czekam, położna przygotowana do łapania i mówi "no to przemy", a ja na to "nie ma skurczu" a ona "jak to nie ma" a ja mówię "no nie ma zniknął" - czekałyśmy tak chyba z 10 minut ona robiła coraz większe oczy na mnie i nagle skurcz jak mnie chwycił to ino roz... od razu mały był na świecie generalnie to trwało jakoś 35 minut parcia i synek był na świecie, taki malutki i piękny !! Później po zważeniu itd. podali mi synusia już ubranego, patrzył na mnie i wąchał... w tym momencie już nie potrafiłam przypomnieć sobie nawet już bólu z porodu i całego tego przeżycia tak dokładnie.... ważne było tylko to, że On już jest i zawsze będzie przy mnie
ogólnie jeśli można o porodzie powiedzieć, że było ok, to mój wspominam właśnie "ok", głównie zawdzięczam to super położnej, chciałabym na nią trafić rodząc teraz córcię . Ból nie jest nie do zniesienia bo gdyby tak było to kobiety nie przeżywały by porodów, jest wielki i nie do porównania z niczym, ale spojrzenie tej małej istotki i uświadomienie sobie, że ona jest w jeszcze większym szoku, ją również to bolało, a teraz jest zależna wyłącznie od Ciebie i kocha cię od razu i bezinteresownie, że jest się już MAMĄ, czyli osobą jedyną i wyjątkową wynagradza wszystko!!! 
__________________
Razem - 01.07.2006
Tomuś - 17.09.2007
Pierścionek - 14.02.2012
Sakramentalne TAK - 11.06.2011
Martynka- 23.02.2012 
...Jeśli myślisz, ze wiesz wszystko to znaczy, że tak naprawdę nie wiesz nic...
|