Dot.: jak spędzacie święta Bożego Narodzenia
Ja pochodzę z innego miasta niż mąż i jego rodzina. Chodziliśmy z dziećmi zawsze do jego matki, bo ona nie wyobrażała sobie, by cokolwiek zmienić, jeśli przez 30 lat było dobrze... Nawet głupiej sałatki nie można było donieść, bo ''najlepsze jest to co znamy''... OK.
Wigilia to czysta farsa - szybko zjeść, żeby szybko posprzątać i żeby już był porządek. Nie ma rozmowy, siedzenia przy stole, gadania. Wjeżdża jedno danie za drugim, żeby szybko odfajkować...
Jak w zeszłym roku karmiłam małego piersią i poszłam do innego pokoju, żeby go nakarmić, nawet nie poczekali na mnie z rozdawaniem prezentów. I nie chodzi mi o te prezenty, które są zawsze nieprzemyślane i ''od czapy'' (np. coś co sama dostała w zeszłym roku, a ''hitem'' było, kiedy mój mąż dostał to co sam dał swojemu ojcu kilka lat wcześniej, tata już niestety nie żyje). Bardzo chciałam zobaczyć jak moja starsza córka reaguje na prezenty, jak się cieszy, to była jej pierwsza ''świadoma'' wigilia. Nie zobaczyłam.
Życzenia - ''Oj, żeby nasza rodzinka się trzymała razem'', a cały rok obsmarowuje mi tyłek i krytykuje...
Wniosek - w tym roku tam nie idziemy. Koniec hipokryzji. Urządzam kolację w domu.
__________________
Życie na czas?
Czas na życie!
|