[AnnyP]

Napisane przez oleksy56

Dzisiaj np miałam matkę, babkę i małego chłopca (a tak w ogóle to pracuję w sklepie z odzieżą sportową). Matka mierzyła temu małemu czapkę, a babka w tym samym czasie dawała mu syrop, oczywiście łepek akurat musiał się ruszyć i syrop chlup na płytki Całą podłogę miałam w tym syropie, wszystko się kleiło. Powinnam chyba im dać mopa, żeby to czyściły... ale za uprzejma chyba jestem i nie potrafię się na obcych ludzi wydzierać

Masz lepszy charakter niż ja... Jakkolwiek wydrzeć bym się nie wydarła (nasz klient nasz pan), to skomentowałabym złośliwie. Nie dałabym się rady powstrzymać... Swoją drogą dobrze, że syrop się rozlał tylko a nie utopił chłopaczka. Ludzie to są barany.

Napisane przez kapiorka

a kiedy ślub?
im bliżej terminu tym bardziej zaczną cię wciągać przygotowania...
Ja przez 2 tygodnie przed ślubem schudłam 2 kilo, a 2 godziny przed ceremonią wykonywałam mnóstwo telefonów żeby rozbić monopol parafiolnego organisty i sprowadzić na ziemię ksiądza, który trzymał jego stronę

Ślub 2 czerwca podobno. Podobno, bo nie ma nam go na razie kto udzielić, a po ostatniej akcji, to księżulo z naszej parafii nas chyba świętym węzłem połączyć nie zechce...

Scenka rodzajowa:
Wieczór. Taka pora, że już nikt nas nie powinien odwiedzać.
Pukanie. TŻ wpuścił księdza (opłatek przyniósł osobiście). Ja obserwuję akcję zza drzwi, bowiem jestem seksownie przyodziana w ręcznik i mokre włosy.
TŻ gada z księdzem. Ksiądz nagle strzela buraka.
Szukam przyczyny. Mój wzrok pada na kalendarz... z nie do końca ubraną panią. Kawałek gołego cycka, niby nic wielkiego. Ale ksiądz się zgorszył i uciekł czym prędzej. Rzucając kalendarzowi potępiające spojrzenia (albo paniena na kalendarzu mu się podobała, nie wiem).
Zatem moje drogie do naszej parafii, jako bezbożnicy, już chyba nie pójdziemy....