Opowiadam:
Poszliśmy, tak jak Wam pisałam, na koncert Bajora - francuskie piosenki o miłości. Przez cały koncert Tż mnie przytulał, trzymał za rękę, głaskał. Nastrojowa muzyka, bliskość. Było cudownie

Od razu zapowiedział, że po koncercie zabiera mnie na Rynek na grzane wino. Jako, że mieliśmy na nie trafić 2 dni temu, to się nie zdziwiłam.
Niestety jak wyszliśmy z teatru to okazało się, że pada. Tż był zły, ale stwierdził, że musi iść do bankomatu i potem wrócimy do domu. Coś mi się nie zgadzało, ale poszłam z nim.
Jednak zamiast do bankomatu trafiliśmy pod skarbonkę, tę pod którą pierwszy raz się spotkaliśmy. Stanęliśmy pod nią. Tż zaczął opowiadać, jak się tu poznaliśmy, jak to było dawno i jak to zmieniło jego życie.
Wtedy sięgnął do płaszcza i wyjął czerwone pudełko.
Klęknął (pełen poświęcenia w kałuży, choć na tę chwilę deszcz przestał padać) i zapytał, czy zostanę jego żoną

Odpowiedziałam TAK i poprosiłam by już wstał z tej kałuży :P
Potem się przytuliliśmy, pocałowaliśmy i poszliśmy na grzańca.
Po grzańcu dostałam jeszcze kwiaty (wczesniej nie mół mi kupić, bo bym się domyśliła) i poszliśmy na kolację.