|
Wtajemniczenie
Zarejestrowany: 2007-11
Lokalizacja: Mazury
Wiadomości: 2 074
|
Dot.: U nas coraz więcej dzieci,a na gadaniu czas szybko nam leci! Mamy Wiosenne 2012
Opis mojego porodu - 22.03.2012 
W środę nie mogłam długo zasnąć, bo malutka strasznie się wierciła, dawała serie mocnych kopniaków, ale wreszcie udało się usnąć, było już grubo po 23.00. Około 1.30 obudził mnie silny, tępy ból brzucha, mała się nie ruszała, poszłam do łazienki i zobaczyłam, że krwawię. Przestraszona zawołałam TŻ, przybiegł tak szybko, że ledwo wyrobił się na zakrętach Od razu zadecydowaliśmy, że jedziemy do szpitala. Ja wzięłam szybki prysznic, TŻ biegał i dopakowywał torbę (kosmetyczka, ładowarka, aparat itp.), w dodatku dostał biegunki ha ha zazdrościłam mu, że to nie mnie spotkało, bo ciągle miałam w głowie, że się nie wypróżniłam. Chwilę po 2.00 wyszliśmy z domu. Czułam pobolewanie jak na okres, ale było bardzo słabe. Zadecydowaliśmy, że jedziemy do Szpitala Bielańskiego, bo mieliśmy stosunkowo najbliżej i w sumie tam chciałam rodzić. Oczywiście nie mogliśmy znaleźć położniczej izby przyjęć i trochę błądziliśmy, aż wreszcie zadzwoniłam tam, żeby nas pokierowali Na IP byliśmy ok. 2:40. Położna zrobiła mi KTG (pierwsze w życiu) i zmierzyła ciśnienie (miałam 150/90 i od tej pory traktowali mnie jako ryzyko nadciśnienia - tym bardziej, że w listopadzie leżałam na to w szpitalu). Potem przyszła bardzo miła pani doktor, zbadała mnie i stwierdziła 5cm rozwarcia, a krwawienie to skutek rozwierania się szyjki macicy. Powiedziała, że już połowę porodu mam za sobą (taaa...) Na IP oczywiście cała papierologia, przebrałam się i czekaliśmy aż wpuszczą nas na porodówkę, ale tam rodziła kobieta, która niemiłosiernie się darła (wulgaryzmy leciały, wyzwiska), więc woleliśmy poczekać Jak skończyła to zamontowali mnie na łóżku (było ok. 3:30) - dostałam antybiotyk ze względu na paciorkowca, podłączono KTG i później kroplówki. Nie miałam mocnych bóli, czułam dość silne skurcze, ale wszystko było do zniesienia. TŻ był cały czas przy mnie, rozmawialiśmy sobie, żartowaliśmy. W momencie skurczów nie mogłam mówić, więc mieliśmy znak - jak podnosiłam palec to wiedział, że mam skurcz Do 6:30 czas zleciał bardzo szybko i pojawiły się silniejsze i częstsze skurcze, już mnie humor opuścił, ale wytrzymywałam. Na poródówkę przywieźli drugą kobietę, urodziła bardzo szybko - ja byłam w tym czasie w łazience, a TŻ przerażony obserwował całe to zamieszanie towarzyszące jej porodowi (oczywiście był zszokowany). Po 7.00 (zmiana położnych) moje skurcze się nasiliły, czułam bóle z krzyża i zachciało mi się kupę - to uczucie, o którym większość z Was pisze. W dodatku nie miałam robionej lewatywy, więc ja na prawdę myślałam, że to kupa Krzyczałam do położnej, że zaraz zrobię kupę , na co ona żebym robiła ale nie parła więcej tylko tyle ile samo idzie. Oczywiście to nie była kupa tylko parte mi się zaczynały. Zbadała mnie i stwierdziła, że już prawie całe rozwarcie, ale poczekamy aż odejdą same wody skoro wszystko tak ładnie idzie. Ja już jęczałam i wiłam się z bólu, ściskałam łóżko, TŻ pilnował mojego oddychania. O 7:30 odeszły mi wody (bardzo dużo, wszystko zalane i ciepłe), zerwałam się z łóżka (bo ciągle byłam na leżąco, nie miałam siły stać), położne szybko zmieniały podkłady, jedna oparła mnie rękoma przodem do łóżka i kazała huśtać biodrami na boki, a w skurczu przykucać i wstawać. Nie ogarniałam tego, więc ona stała za mną i huśtała mi tymi biodrami tak jak trzeba (widziałam pod sobą różowawe wody płodowe). Trwało to ze 3-4 skurcze, już nie wytrzymałam, prawie siadałam na ziemię, a położna trzymała mnie na kucaka. Poczułam, że idzie główka, więc szybko wsadzili mnie na łóżko. Nogi szeroko, TŻ trzymał mi uniesioną głowę. Przyszedł lekarz (młody doktorek, fajny) i stwierdzili z położną, że trzeba będzie naciąć, bo jestem wąska i już skóra tak naprężona, że bym pękła co najmniej w 3 strony No to przy pierwszym partym nacięcie - nic nie czułam, a na drugim urodziła się Laura - była 7.45 Lekki ból przy wychodzeniu główki, a potem wielka ulga Położyli mi ją na brzuchu, pępowina była bardzo krótka. Złapałam ją za dupkę i główkę może na 3 sek, potem położna pokazała mi ją od przodu i że na pewno jest to dziewczynka Jak tylko ją wyjęli to jeszcze nie płakała, była cała w mazi. TŻ przerażony myślał, że coś jest nie tak, ale gdy tylko usłyszał pierwszy krzyk również się popłakał Ja z tych emocji nie uroniłam łez, ale czułam ulgę, że już mam to za sobą i że Gwiazdeczka już po tej stronie. Później na dwa parcia urodziłam łożysko - TŻ ciągle był obok, do dziś przeżywa po co oni grzebali w tym łożysku jak już wyszło ze mnie na szycie go już wyprosili i w tym czasie obdzwonił wszystkich Młody doktorek założył mi dużo szwów, ale stwierdził, że nie liczy się ilość, ale jakość, żeby to jakoś wyglądało. Nie chciał mi powiedzieć ile ich jest, ja sama naliczyłam ok.10. Na szczęście rozpuszczalne. Na porodówce leżeliśmy jeszcze 4 godziny. Po jakimś czasie ja zaczęłam się gorzej czuć, bolał mnie brzuch, rana i wszystko w ogóle... Jęczałam niemiłosiernie. O 11.30 podali mi apap - o dziwo zadziałał. Wykąpałam się potem i przystawiliśmy małą do cyca. Wtedy ssała ochoczo i z zainteresowaniem... No a resztę już znacie
|