Rok temu zdiagnozowano u mnie anoreksję.
Przez 2 miesiące "leczono" mnie na Aleksandrowskiej w Łodzi i były to najgorsze chwile w moim życiu. Jadłam jak opętana, byleby mnie wypuścili. Po tych dwóch miesiącach z 38kg zrobiło się nagle... 55.

Nie miałam niczego w stylu kontraktu, tylko ja na całym oddziale miałam ED - był to oddział dziecięcy, nawet na młodzieżówkę byłam za młoda. Po wyjściu i pierwszym ważeniu przeżyłam szok.
Od razu znowu zaczęłam ograniczać jedzenie, znowu pisałam z Motylkami (wpadłam w to przez Pro-Anę), jednak po krótkim czasie bliscy się zorientowali i znowu musiałam jeść. Tak jest w kółko.
Aktualnie mam dużą wagę (ok. 50kg/168cm), ale nie potrafię się wyzbyć chęci chudnięcia. Mogłabym całymi dniami wpatrywać się w zdjęcia Anji Rubik oraz... Isabelle Caro. Znowu marzę o wystających żebrach i obojczykach, tyle że... ja tego nie chcę! Chciałabym móc wreszcie normalnie żyć. I nie mówię tu o jedzeniu w sensie fizycznym, bo to wychodzi mi całkiem dobrze

, tylko o wyrzutach sumienia i chęci chudnięcia. Aktualnie jestem pod opieką psychologa, ale terapia raczej nie koncentruje się na ED, tylko autoagresji i problemach w kontaktach z rówieśnikami. Pomóżcie, poradźcie.
