to zależy.
W ośrodku miałyśmy zabronione podjadanie żeby nauczyc się odczuwać głód o określonych godzinach i zjadać odpowiednie porcje.
Wkurzało mnie to często bo mialam ochote na jogurt a nie moglam go zjeśc..
Ale z drugiej strony było w tym dużo racji, bo często tak naprawdę to nie był głód tylko czysta zachcianka albo chęc odreagowania czegoś.
Miałyśmy więc robić takie ćwiczenie-trzeba było odczekać 20min.Jezeli po tym czasie dalej odczuwało sie potrzebę zjedzenia czegoś zanczyło to że naprawdę jesteśmy głodne.
Do tego to musiała byc określona rzecz a nie "coś".
Mówiono nam wtedy ,że skoro sama nie wiesz co chcesz zjeśc to znaczy że nie jesteś głodna.
Ok, w takim razie póki co nadal będę trzymać się posiłków.
To akurat nawyk, który nabyłam z czasem, kiedyś inaczej jadałam, wiadomo.
napisałam już wyżej..
---------- Dopisano o 00:12 ---------- Poprzedni post napisano o 00:05 ----------
ta droga Yoka włąsnie tak wygląda...JAk parabola-góra,dół, potem znowu góra i znowu dół,
Nie da się inaczej,nie ma przejścia na skróty..
NAjbardziej zawsze śmieszyła mnie kwestia wagi-jak szła w górę <w końcu taki miał być cel>,to byłam zła,czułam się obleśna i momentalnie następnego dnia jadłam mniej...
Jak spadała to znowu byłam zła,że przecież tak się staram,tyle jem a tu w dół
Nie znoszę tego... Najgorsza jest ta świadomość, że sama władowałam się w to bagno. A teraz tak trudno z tego wyleźć.
No właśnie - waga. Wiem, że pewnie będzie większa i to sporo (po części bo pewnie przytyłam, a po części - bo zalega mi jeszcze sporo w jelitach...;/) i obawiam się tego.
Wiem, że muszę przytyć i chcę wyglądać normalnie, a z drugiej ten strach, że jednak za dużo mi przybędzie. Bez sensu.
Swoją drogą - jakie chore jest też to, że rozpaczam nad 4 garściami jakiegoś crunchy z bmi, które wskazuje na wygłodzenie.
Precz z tymi myślami i wyrzutami...!
MOja ambiwalencja we wszytskim..
To samo... 