dzień, w którym mimo pobytu cały dzień na uczelni starałam się TAM jeść i nie zapychać tego białkiem. miałam od zawsze problem z jedzeniem w szkole/uczelni (od kiedy zaczęłam chorować- teraz czuję się okej, acz wiem, że mam mimo wszystko zakodowane niektóre myśli). Z domu wyszłam o 8:15, a wróciłam o 1940. i teraz tak:
I. godz. 5:15 makaron razowy (około 35g myślę), otręby, wiórki kokosowe, trochę słonecznika łuskanego - ugotowane w wodzie z odrobiną mleka, 200g wiejski lekki + jabłko + kawa
II. godz. 9:30 grahamka z dynią, jabłko(odstęp koło 20 minut między nimi ^^)
-w między czasie sok wielowarzywny 330ml
III. godz. 14:50 grahamka
IV. godz. 20:00 kolacja (jeeej, po powrocie): połowa pomidorów w puszce ugotowana z przyprawami, papryką ze słoika, czosnkiem, małym kawałkiem ziemniaka(leżał od rodziców obiadu^^), trochę sałaty lodowej, pomidor świeży, rzodkiewki, szczypiorek, ze 3 łychy jog. nat, trochę musztardy i octu balsamicznego, do tego połowa mozzarelli light (koło 65g) i urwany kawałek chleba; + kawa z mlekiem
- nie wstawiam po to, by usłyszeć ocenę co powinnam dodać, czego brakuje bo mam tego świadomość chociażby z racji swojego kierunku studiowania. po prostu chciałabym zapytać obiektywnie- jak Wy jecie kiedy jesteście cały dzień poza domem- bo u mnie ewidentnie widać, że jedynie I śn. i kol są spożyte w domu. Dzisiejszym sukcesem jest druga grahamka.

no i oczywiście, mam wrażenie, że zjadłam sporo. dopiero patrząc na to, widzę jak to wygląda- chyba to jest drugim powodem, dla którego przyda mi się taka analiza 'jawna'. :P
---------- Dopisano o 21:30 ---------- Poprzedni post napisano o 21:21 ----------
Mało, yoka. Ja mam wrażenie, że gorzej a nie lepiej.

Słuchaj, moja koleżanka, która je najnormalniej w świecie, zwyczajnie, na luzie zjada na śniadanie 70g płatków śniadaniowych z 300ml mleka a do tego chleb z dżemem (mam przedmiot, na którym rozpisujemy swoje jadłospisy)

dalej w ciągu dnia je normalny obiad i inne posiłki jak pieczywo itd itd. Nie masz co się stresować tymi crunchy

tym bardziej, że Ty jesteś na przytyciu, a wspomniana koleżanka je tak na co dzień (swoją drogą jest drobniutką osobą) i nie tyje od tego w żadnym stopniu. Głowa do góry i nie powinnaś mieć żadnych wyrzutów sumienia, tylko cieszyć się i zajadać ze smakiem.

owoce, miód...
I jak to masło orzechowe? pyszne, no nie?

łączyłaś je z miodem lub dżemem porzeczkowym?

- polecam ^^
Co do podjadania to z jednej strony dobrze jest nie podjadać- dla własnego zdrowia, ale w przypadku choroby i strachu z tym związanego oczywiście nie jest to okej. Potrzeba jakiegoś luzu, prawda? Czy jak siedzisz cały dzień w domu, to też jadasz od posiłku, do posiłku? Nie masz czasami tak, że siedzisz i myślisz sobie: "a zjadłabym sobie chleb z miodem" - i idziesz sobie po chleb z miodem?