Dot.: O dzidzie się staramy i na narodziny czekamy :) część VI
Kochane,
pojechałam wczoraj do szitala. Spotkałam sie z mega cudownymi ludzmi. Zrobili mi badania i USG. Serduszko nie bije, obraz zarodka jest rozmazany.
Nie trzeba byc lekarzem, zeby to stwierdzic....sama widziałam na wlasne oczy. Zarodek zmalał jeszcze bardziej......
Piszac to jestem juz spokojniejsza....to nie znaczy, ze nie boli, po prostu musze zyc dalej. Nie moge pozwolić aby moje zycie straciło sens....
Lekarz wszystko mi wyjaśnił. Powiedział, ze jesli chce to zrobi zabieg (była godzina 24 wiec o 2 by było po wszystkim...)Zrobilismy badania i stwierdził, ze najlepiej dla mnie to po prostu czekac. Nie jest to przyjemnie, ale jest bardzo duza szansa, ze uda sie poronic samoistnie, a co za tym idzie zero komplikacji.
Poinformował mnie z czym wiąze sie zabieg, niestety niesie za soba mały procent niepowodzenia lub mechanicznych uszkodzen macicy.
Umowilismy sie na wizyte za 7 dni....w tym czasie powinno sie wszystko "wyjsnić".
Nie jest to przyjemnie, ale przyjełam, ze to zwyczajna @ i musze to przeczekac.
Wrocilismy do domu..całe szczescie, ze moj zaraz mąż jest cudownym facetem.
Nawet nie wiedziałam, ze moze dac mi tyle wsparacia i siły.....cały czas był ze mna i obiecał, ze nie zostane nawet na chwile sama....
Wrocilismy do domu....dostalismy ostatnie zdjecie z USG....zawsze to jakas pamiatka...
Usiedlismy w kuchni..poprosiłam o drinka (miałam wyrzuty sumienia, ale nic teraz to juz nie zaszkodzi...).
Potrzebowałam sie uspokoic, bo plecy miałam tak skurczone i bolace, że nie mogłam wytrzymac.
Stwierdzilam także, ze zęby mnie bola...od zaciskania szczeki....
Gadalismy długo.....ten drineczek pomogł mi zasnac.....bo nie spałam od prawie 2 dni....
Dzis wstalismy, przytulamy sie cały czas, rozmawiamy, nawet usmiechamy...chociaz po kazdym usmiechu w człowieku powstaje kolejny wyrzut sumienia, ze nie powinien.
Za 14 dni nasz ślub..mamy duzo rzeczy do załatwienia....wiec na tym sie trzeba skupic.
Najgorsze jest to, że wciaz mam poranne mdłosci....
Dodam tylko, ze u nas wiedzieli wszyscy..dosłownie wszyscy...o dziwo kazdy to rozumie i mega wspiera.
Daja nam duza siłe...i rozmowa w moim przypadku jest bardzo zbawienna.
Obiecalismy sobie, ze jak sie uda nastepnym razem, to nikomu nic nie powiemy....
Po slubie bedzie masza za nasze nienarodzone dziecko....ostatecznie sie z nim pozegnamy.
Nasza "Maryska" bo tak nasze dziecko zostało nazwane przez dziadka juz jest w niebie. Patrzy na nas i bedzie zawsze z nami....
To jest straszne, ale decydujac sie na dziecko musimy wiedziec, ze i tak sie moze zdarzyc....
Musimy byc przygotowani na poronienie, śmierc, czy chorobe tego dziecka.
__________________
03.06.12 Aniołek Marysia
Jestem odbiciem Twojego serca, mamo!
Synuś
|