Dot.: Czy w dwupaku, czy bez brzucha, wątek chętnie Cię wysłucha - Mamy maj-czerwiec,
Opis porodu
Jak wiecie, skurcze zaczęły się po południu 13czerwca. Z racji że były coraz częstsze, pojechaliśmy na IP. Tam zostałam mega szybko i mega miło „obsłużona”, ubrałam piżamkę i poszłam na porodówkę. Podłączono mnie pod KTG, skurcze średnio co 5min, a pani mnie pyta po co przyszłam skoro mam tak blisko. No kurcze, to jest moja pierwsza ciąża, skurcze co 5min to dla mnie był już poród hehe wiem, wiem, Gabi pisała, że za wcześnie, ale cóż, pojechaliśmy. Pan ginekolog na położnictwie też sobie zakpił, że jestem punktualna, bo na ten dzień miałam TP. Po KTG leżałam sobie na nieszczęsnym, twardym, mega niewygodnym łóżku, które dodatkowo skrzypiało. Położna do mnie mówi „tu pani zostanie, bo co mam z panią zrobić”. No pięknie, a mogłam leżeć sobie w domku. Potem ta jędza jednak przyszła i zostałam przeniesiona do pokoju do porodów rodzinnych z salą do rodzenia obok i łazienką z prysznicem, brakowało tylko wanny szok. Potem pani była już milsza. W nocy co godz badała puls dzidziusia, był idealny. Skurcze od pleców były tak paskudne, że nie zmrużyłam oka. Szok. Nad ranem jedna babeczka rodziła, myślałam, że ucieknę, tak się darła. Rano o 8 przyszła na szczęście inna położna ANIOŁ Zrobiła mi lewatywkę kazała pochodzić, zrobić kupkę i wziąć pół godz prysznic. Potem podpięła mnie pod kroplówkę i sobie chodziłam. Co jakiś czas podpinała mnie pod KTG, skurcze nasilały się i były coraz częstsze. Powiedziała, że w takim tempie to o 12 będzie po wszystkim. Ale potem coś się zaczęło walić. Ja skurcze odczuwałam masakrycznie a szyjka jak była na 1palec tak sobie była i była, no i cierp kobieto. Skurcze parte to była kolejna masakra, myślałam, że nie dam rady, krzyczałam, że mają mnie pokroić bo nie dam rady. Powiedziano mi też że nie ma możliwości podania znieczulenia, bo nie mają??No szlak by człowieka trafił. Parłam w najróżniejszych pozycjach, a po porodzie miałam mega zakwasy W pewnym momencie okazało się że tętno dzidziusia spada, myślałam, że umrę ze strachu. Wdychałam tlen lecący z rurki. Nastąpił moment wyparcia dziecka, a ja nie umiałam parłam i parłam i żałowałam że nie byłam na szkole rodzenia albo że nie zapłaciłam za cc. Dziecko miało krótką pępowinę i nie umiałam go wypchnąć. Ja parłam a ona wchodziła spowrotem, myślałam, że to nigdy się nie skończy. Jak się skończyło i przytuliłam mój najpiękniejszy na świecie skarb, okazało się że mam hipotonię macicy czyli niedowład. Zrobili mi instrumentalną kontrolę macicy, czyli żelastwa w dłoń i do dzieła. Bolało niemiłosiernie ale miałam już moją córeczkę i miałam to gdzieś.
|