[Maciejka__]

Hej!
Nie mam teraz czasu na nadrabianie wątku. Mam nadzieję, że nikt przed 38 tc nie trafił na porodówkę.
Wróciłam od hematologa i można uznać, że wszystko jest w porządku.

Uznałam, że skoro ta moja wizyta jest ostatnią taką trasą, którą muszę pokonać środkami komunikacji miejskiej i nie mam na nic siły, to przynajmniej w jedną stronę pojadę taksówką. No i pojechałam, ale na miejscu okazało się, że w związku z remontem WSZYSTKIE poradnie z tego budynku zostały przeniesione, więc i tak musiałam iść spory kawałek pod górkę, a pani w informacji nowoczesnego budynku stwierdziła tylko, że z hematologią to jest ... (nie pamiętam, jakiego słowa użyła), bo jest w różnych miejscach. Na szczęście pierwsze, które wskazała (w przybliżeniu, bo podała tylko piętro i numery wind) było właściwe.

Płytki i parametry związane z żelazem mam w normie. Przyznałam się, że ostatnio po żelazie miałam takie mdłości, że po badaniu je odstawiłam i spytałam, czy muszę brać. Otóż nie muszę, tylko jeśli zamierzam karmić, to mam do niego wrócić po porodzie.
Wszystko, co związane z białymi krwinkami mam w niewłaściwych proporcjach, ale podejrzewam, że część różnic wynika z ciąży, a resztę wyjaśni jutrzejsze badanie moczu. Opuchlizna kostek jest pomijalna, więc na pewno nic bardzo złego się nie dzieje. Nie podoba mi się różnica na twarzy, ale pewnie każdy uzna, że to tłuszczyk.

W drodze do tramwaju przegoniłby mnie nawet żółw.
Za to kupiłam sobie twix-y, czereśnie i uzupełniając wyprawkę: pomadkę ochronną, płatki do demakijażu i żel pod prysznic biały jeleń, bo któraś z Was pisała, że warto go zabrać do szpitala jako 2w1. Przeleję do małych buteleczek intymny z korą dębu, ale jako zwykły wezmę właśnie ten. A ponieważ nie chce mi się w takich temperaturach gotować obiadu, to zamierzam zamówić pizzę. Przez całą ciążę grzecznie unikałam takiego jedzenia, a w ostatnim miesiącu nadrobię.