wiecie jak mnie dziś baba w*urwiła
Poszłam kupić Tżtowi drugą koszulę na ślub. Identyczną jak ta pierwsza, więc Tż nie był mi potrzebny. Ubrałam się jak to w piątek po południu - szorty i tenisówki, włosy w kitkę i bez makijażu. No generalnie wyglądałam słabo, ale do rzeczy. Wchodze do salonu z garniturami i proszę ekspedientkę o koszulę: kołnierzyk taki, wzrost taki, na spinki w kolorze ŚMIETANKOWEJ BIELI (doskonale wiem, ze taka jest, bo identyczną kupiliśmy właśnie w tym sklepie).
Ona do mnie, że nie ma takiego koloru, tylko ECRU. Mówię jej że ecru jest dla mnie za żółty a biel zbyt biała. Na co ona, że w takim razie żebym sobie sama wybrała - za jej plecami były poupychane na półkach i popakowane w foliowe opakowania koszule. Mówię jej, że nie widze w folii, jakie to kolory, zwłaszcza że ten sklep miał ch*ujowe oświetlenie. A ona nic, patrzy tylko na mnie z jakimś takim wyrazem twarzy kota s*rającego na pustyni

No to podziękowałam i wyszłam.
Już mijam bramki ze sklepu i słyszę za swoimi plecami tekst "żebym sobie z próbnikiem kolorów przyszła"

To oczywiście zadziałało na mnie jak płachta na byka, odwróciłam się i pytam czy ma jakiś problem. Trochę się zmieszała, bo myslała, że oleję sprawę, debilka. Nie wiedziała co powiedzieć i generalnie unikała mojego wzroku. No więc pytam jeszcze raz, jaki ma problem. Oczywiście mówi że żaden.
W takim razie poprosiłam ją o podanie danych kontaktowych właściciela bądź kierownika sklepu (ta babka nijak mi nie wyglądała na taką osobę). Na co z oporem dała mi wizytówkę z adresem sklepu.
Oczywiście nic z tego nie zrobię, ale nie pozwolę na takie traktowanie. Mam nadzieję, że pół wieczoru będzie się martwić o to, czy właśnie straciła pracę.
Wkurzyłam się jak sto pięćdziesiąt.