Dot.: Wasze gafy zagraniczne.
Spacerujemy sobie z kolezanka po jakiejs tam ulicy gdzies w czelusciach Hong Kongu (kolezanka tubylka, wiec sie nie balam). Zatrzymuje sie przed wystawa z gigantycznym, przepieknie urzadzonym akwarium. W akwarium plywaja sobie rozne ryby, piekne, kolorowe. Wychodzi przed sklep Chinczyk i pyta sie czy ryby ladne. Ja mowie, ze ladne. A ktora mi sie podoba, on sie pyta. Ja pokazuje jakas tam rybe, bo moj kantonski pozostawia wiele do zyczenia, jego angielski rowniez. Chinczyk znika, ja podziwiam krewetki w akwarium. Po chwili podchodzi i podaje mi usmazona rybe zawinieta w papier. Ta sama rybe, ktora wskazalam palcem. Kolezanka smieje sie w kulak, a ja nie wiem co robic. Chinczyk mowi, ze ryba bardzo swieza.
Na szczescie tania byla. I zjedlismy na lunch. Dobra byla.
A ja, biedna, myslalam, ze to byl sklep zoologiczny.
|