2012-07-06, 18:40
|
#1
|
Przyczajenie
Zarejestrowany: 2010-06
Wiadomości: 29
|
Ona nie pociąga mnie już fizycznie
Witam drogie Koleżanki ( i rodzynków takich jak ja na tym forum też).
Na wstępie wybaczcie za dosłowne formułowania tekstu, ale chyba tak najprościej to ująć.
Jesteśmy z dziewczyną już ze sobą 6lat- po drodze było rozstania i wielkie powroty. Gdzie zawsze po powrotach nasz seks stawał się coraz lepszy, coraz bardziej rozumieliśmy się w łóżku, byliśmy chyba w stanie bardziej się odprężyć/wyluzować przy sobie dla tego sprawiało nam to taką większą radość. No i przyznam się bez bicia-ostatnimi czasy nawet osiągaliśmy orgazm jednocześnie.
Jednak od pewnego czasu pojawił się problem w mojej głowie, a mianowicie:
Dziewczyna jest chora na bielactwo-kto nie wie niech sobie wyGoogluje;P.
Na samym początku, jak każdy facet(wzrokowiec) zwróciłem na to uwagę ale w czasie zauroczenia, zakochania nie przeszkadzało mi to zbytnio w niej.
Od niedawna (jakiegoś roku) gdy plamy na ciele(twarz, plecy,szyja, dłonie, ramiona, piersi,pośladki, plecy) pojawiają się coraz większe, i bardziej widoczne mam jakiś dyskomfort psychiczny w stosunku dziewczyny.
Napisałem roku, bo przez ten czas mówiłem sobie w głowie -"pokochałeś ją z innego powodu, i zaakceptowałeś jej chorobę".
Lecz teraz coraz bardziej przeszkadza mi to w sferze seksu.
Np gdy mam ochotę zaspokoić ją ( a bardzo to lubię), i przez moment widzę jej ciało- plamy wokół łechtaczki, gdy na nią patrze, to i na piersiach.
Przestała być w pewnym stopniu dla mnie atrakcyjna. Nie mówiąc już o tym jak idziemy gdzieś na basen, albo wyjeżdżamy na wakacje jak na chwilę wyjdziemy poleżeć na plaży-bo przy tej chorobie nie wolno przebywać dużo na słońcu. I jak leży w stroju kąpielowym i czasem na nią zerknę, to mówiąc szczerze, aż mnie od niej odrzuca
I tak prawdę mówiąc, rzadko mam ochotę widywać ją kompletnie nagą.
Dziewczyna jest trochę przy tuszy, ale akurat lubię jak jest za co złapać;P.
Zawsze jej mówiłem, że jest dla mnie atrakcyjna(bo sama się też pytała), ale czasami gdy mieliśmy zacząć się kochać, bywało tak że nie miałem wzwodu, chociaż cały dzień chodziłem z myślą o seksie.
Przeważnie ( w 97%) kochaliśmy się przy zgaszonym świetle, no góra zapalone świeczki by było nastrojowo.
Nigdy nie robiliśmy tego, że tak powiem w pełnym słońcu.
I teraz nie wiem co robić. Lubię sex, ostatnio nawet coraz cześciej bym chciał, ale odrzuca mnie coś, by nawet stworzyć nastrój dla kobiety do wspólnego baraszkowania.
Co więcej, jak pojawiają się jakieś problemy które powinniśmy razem rozwiązać, po prostu nie mam ochoty tego robić, bo nie wiem czy mi się chce dla niej to robić
Nie wiem jak wy uważacie, ale dla mnie seks jest bardzo ważny w związku- zaspokajanie swoich potrzeb seksualnych. I chyba nawet śmiem stwierdzić,że związek też można zbudować na seksie- ludzie jednak dobierają się też temperamentem łóżkowym. A wiem po sobie, że niektóre cechy charakteru można poprawić jeśli się tego bardzo chce.
Przykre to, ale nie mam już bladego pojęcia co mam z tym zrobić.
  
Co wy o takie sytuacji myślicie. Postawcie się w moim miejscu.
Będę wdzięczny za zainteresowanie wątkiem.
|
|
|