Cześć mamuśki,
Sorry, że się nie odzywałam, ale przez ostatni tydzień byłam dosyć zajęta - ni wiem czy kiedykolwiek byłam tak zmęczona jak obecnie i nie wiem, czyuda mi sie regularnie Was tu odwiedzać... mam nadizeję ze tak...
Jesteśmy z Basią w domu

urodziła się 9.07 o 20:35, waga 3300g., dł. 52 cm. Jest sliczna i kochana. Ale poród wspominam fatalnie - nie było to wzniosłe przeżycie (jakie sobie wymarzyłam) - najpierw lekarze nastraszyli mnie, że zapis ktg jest za wąski i zaczęli wywoływać poród - nie miałam ani skurczy ani innych oznak zbliżającego się porodu, ale przez cukrzycę nie dali mi w spokoju poczekać choć tydzień i 7.07 zaczęli mnie męczyć - założyli na noc cewnik foleya - skurcze były dość silne, trwały ok. 6h i ustały, więc w poniedziałek zaciągnęli mnie na porodówkę i podali oksytocynę... zaczęli od 6 rano, ale że nic się nie działo, więc przebili pęcherz płodowy i zaczęło się - skurcze się pojawiły znikąd i to od razu co 2-3 min. - b. silne, po 6 h skapitulowałam i dostałam jakiś narkotyk - fentanyl - rozłożyłam go po 40 min, a miał starczyć na 2 h... w końcu po 13 h porodu sn okazało się, że dziecko wstawiło się kanał rodny, ale najszerszą częścią główki i po 2 h bóli partych wzięli mnie na cesarkę, mam straszny żal do lekarzy, bo myślę, że można było poczekać chociaż z tydzień a nie od razu wszystkie opcje zastosować, których chciałam uniknąć...
potem spędziłyśmy jeszcze ponad tydzień w szpitalu z powodu nawracającej żółtaczki, były lampy i dużo stresu, problemy z laktacją, niemiłe położne, ale od wczoraj jesteśmy w domu i dopiero tu zaczęłam powracać z krainy zombie do krainy ludzi normalnych (w miarę). Przez ten czas pobytu w szpitalu byłam w czarnej dziurze - najgorsze było to, że każda położna miała inny pomysł jak zaradzić różnym problemom z laktacją i dzieckiem, zresztą nie tylko położna - każdy pediatra miał inne zdanie na ww. tematy - dopajać mlekiem sztucznym - nie dopajać, dopajać herbatką - nie dopajać, podać glukozę - nie dawać - jeszcze parę dni i wylądowałabym w wariatkowie z rozpoznaniem schizofrenii paranoidalnej...
A dzisiaj miałam też niezła akcję - dzidzia prawie oderwała sobie pępek - zaczepił się o pieluszkę i jak się napięła i wyprostowała to sobie same wyobraźcie - wrzask był nie z tej ziemi - pojechaliśmy do przychodni i tam została opatrzona, a pępek wisi na jednym włosku...
pozdrawiam Was mamuśki i gratuluję wszystkich dzieciaczków - a dużo się tutaj ich pojawiło... a nierozpakowanym życzę łatwego porodu, bo przykład mojego męża kuzynki pokazuje, że takie też mogą być - ona urodziła dwoje dzieci w domu i wspomina to jako piękne przezycie i oby u Was było tak samo.