...
Bo juz latwiej sie zgodzic, dalsza rozmowa przebiega tak:
ja: NIE, dziekuje
ona: ale zupy maja malo kalorii
j: ale nie chodzi o kalorie, nie lubie zup (ciezko mi to przechodzi przez gardlo bo w sumie w gosciach jestem a grymasze)
o: jak mozna nie lubic zup!?
j: ...
o: zupy sa zdrowe
j; ale nie lubie
o: odchudzajace
j: ale ja nie lubie...
o: no jak mozna nie lubic zup!
itd.
I to jest standard, srednio co miesiac zaskoczenie, ze nie lubie zup.
Natomiast jesli zostawiam pelen talerz to zaczyna sie gadka jak do pieciolatka: "nic nie zjadlas! tyle zupy zostalo a tak malutko nalalam! prosze to natychmiast zjesc! albo daj P niech zje. Wszystko ma byc zjedzone".
Jeszcze byly dobre akcje bo mi obiady domowe, polskie (

) nie wchodza bez popitki (herbaty w sensie

). Prosilam wiec zawsze o herbate/wode ale "nie, herbata bedzie do deseru, nie wolno popijac w trakcie jedzenia bo to tuczy <czy ja kuffa naprawde jestem taka gruba, ze trzeba mi odmawiac szklanki wody?> popij zupa"
Teraz bierzemy wlasna wode albo cole i popijamy ukradkiem z gwinta.