|
Dot.: Żony 2011 :)
A wiecie co mnie dziwi? Uparte szukanie pracy na umowę o pracę. Robiłam kiedyś rekrutację w pewnej szkole językowej i połowę osób odsyłałam z kwitkiem, bo życzyły sobie etatu. A w tej firmie nie było etatów. Wcale. W firmie, w której teraz pracuję też nie ma. Przychodziły dziewczyny, które rok, dwa szukały pracy, ale chciały tę umowę. Chyba się z choinki urwały, bo takie rzeczy to może w szkołach publicznych.
Ja wiem, że to nie jest fajne, ale nie zmieni się rzeczywistości, w której się żyje. Tak nasz kraj teraz wygląda, jak złapiesz zlecenie to jest dobrze. Pracowałam już w wielu miejscach, ale jakbym chciała wybrzydzać, co do typu umowy, to bym nie pracowała w żadnym.
Fajnie myśleć o przyszłości, że może kiedyś urlop macierzyński się trafi, ale życie to nie bajka. Z takimi wymaganiami można i 10 lat szukać.
Wcale nie jestem żadnym tyranem pracy, zawsze miewałam raczej lekkie zajęcia. Pracą fizyczną się brzydzę i chyba musiałabym przymierać głodem, żeby się za jakąś zabrać. Mimo to zawsze jakąś miałam, jak byłam czasowo bezrobotna to z lenistwa. Ale przez to musiałam się godzić na inne rzeczy, brak ubezpieczenia, fakt że nigdy nie wiedziałam ile dostanę, aż do dnia wypłaty (systemu honorariów i prowizji ogólnie nie polecam). Coś za coś. Dzisiejszy świat nie sprzyja stabilizacji i trzeba się do niego dostosować. Albo gnić na bezrobociu.
|