Raczkowanie
Zarejestrowany: 2012-09
Wiadomości: 169
|
Dot.: Prokrastynacja, czyli zgubne odkładanie na później... cz.III
Dzień dobry ,
Bardzo, bardzo długo odwlekałam napisanie w tym wątku. Wiązało się to dla mnie z założeniem konta na Wizażu, poznaniem zasad obowiązujących na forum, ale przede wszystkim przyznania się przed sobą, że choć radzą sobie ze wszystkim (w miarę) dobrze, to często jest to okupione domową walką. Walką o wzięcie książki do ręki, walką o napisanie podania, walką o uprasowanie bluzki itp.
Wasz wątek podczytuję od bardzo dawna i pewnie podczytywałabym dalej, gdyby nie pytanie Nebuli o to, co on nam dał. Pięknie pisałyście Dziewczyny o tym, co zmieniło się przez ostatnie dwa lata (lub mniej - w zależności, która kiedy dołączyła). Pomyślałam, że muszę napisać i ja, by Wam podziękować. Choćbym już nigdy więcej nie miała udzielać się na tym forum.
Dziękuję za to, że uświadomiłyście mi, iż prokrastynacja to nie to samo, co lenistwo. Wiedza ta bynajmniej nie służy mi do samousprawiedliwienia się. Przeciwnie, od kiedy mam tę świadomość, o wiele mądrzej podchodzę do różnych wyzwań, mam większe pokłady miłości własnej, a co za tym idzie – unikam o wiele mniej trudnych spraw. Kiedy zdałam sobie sprawę, że najczęściej to ja sama sabotuję siebie, swoje marzenia i plany – początkowo nie byłam tym zachwycona, potraktowałam to jako kolejny powód, by sobie „przywalić”. Pomyślałam, że jestem skrajnie bezmyślna, skoro sama sobie rzucam kłody pod nogi.
Z biegiem czasu, a także po przeczytaniu pewnej ilości Waszych postów, zaczęłam inaczej na to patrzeć. Zrozumiałam, że tak jak jestem swoim największym wrogiem, mogę też być swoim największym przyjacielem. Co prawda, nie doszłam jeszcze do tego stadium, ale jest już dużo lepiej. Nie wyżywam się sama na sobie za rzeczy, na które nie mam wpływu: nie obwiniam siebie o awarię elektrowni, wypadek blokujący trakcję kolejową i uniemożliwiający mi dotarcie na czas na spotkanie itd.
Dalej zwlekam w sprawach dla mnie ważnych, zwłaszcza takich, które mogę podważyć moje poczucie kompetencji. Zwlekam – ale co ważne – już nie rezygnuję! Mogę się ociągać w napisaniu jakiegoś maila, mogę zrobić trzy kubki kawy przed przystąpieniem do jego układania, ale w końcu siadam przed komputerem i go sklecam.
Paradoksalnie też, od kiedy jestem taka „nieperfekcyjna”, dostaję od świata więcej pozytywnych informacji zwrotnych. Nagle moja „wymęczona i do niczego” praca, której oddanie ociągałam do granic możliwości (byle tylko mnie nie skreślili z listy studentów) – wzbudza zainteresowanie. Egzamin, do którego nie chciałam podejść, bo starsze roczniki straszyły nikłą zdawalnością – ja i moi znajomi zdaliśmy bez problemu, choć byliśmy blisko nie pójścia na niego w ogóle, bo „po co się ośmieszać?”.
Podobnie jest w relacjach rodzinnych. Czułam się krewną do niczego, bo nie miałam czasu poświęcić pewnej osobie odpowiednio dużo czasu w ciągu roku. Z tego poczucia winy o mało nie przegapiłam okazji, by spędzić z nią cudowny tydzień na drugim końcu Polski, tylko we dwie – miałyśmy mnóstwo czasu, by nadrobić stracone rozmowy, poopowiadać historie rodzinne, poukładać pewne elementy rodzinnej układanki.
Oczywiście, wszystkie te kwestie to nie tylko wynik lektury Waszego wątku. Ale to od niego wszystko się zaczęło. Pierwszy post wątku, zawarte w nim odsyłacze – to dobra baza, by zacząć coś budować. I za to Wam serdecznie dziękuję!
PS. Bardzo przepraszam, jeśli coś nie tak jest z tą wiadomością, ale jak widać - jest to pierwsza wiadomość po rejestracji i choć poznałam zasady forum teoretycznie, to wcale nie jestem pewna, czy przełożyły się one u mnie na praktyczne umiejętności.
|