Nic dodać, nic ująć!!!
Mnie dziwi jeszcze zachowanie pań +50 (w tej chwili myślę, o babci dziewczynki - co jeszcze można zrozumieć i, niestety, mojej własnej, rodzonej mamie...), które wpieprzają się młodym mamom w sposób wychowania dzieci, krytykują je i bezczelnie wprowadzają swoje metody.
Byłyśmy dziś z mamą na herbatce u sąsiadki. Dom wielorodzinny, mieszkają dziadkowie (małżeństwo właśnie +50), mama dzieci z ich tatą (26lat) i dwie siostry mamy (fajne dziewczyny, 22 i 21 lat). Już kilka razy mama dziewczynek żaliła mi się,że jej starsza córka (5l.) z każdym dniem jest coraz bardziej niegrzeczna, nie chce jeść sama posiłków, gdyż twierdzi, że jest zbyt zmęczona i mają ją karmić , i ogólnie robi awantury rodem z super niani. Nie pomaga fakt, że babcia we wszystkim jej ustępuje i zamiast napad wściekłości przeczekać i postawić na swoim, to wtrąca się i np karmi małą, przynosi jej zabawki (mala ma np atak jak chce by jej cos przynieść,bo ona jest zbyt zmęczona

). Ostatnio, dzięki cierpliwości owej mamy dziewczynka zaczęła jeść sama. Wolno bo wolno, czasem wtrącając między gryzami jakieś tam rozmowy, ale sama.
Dziś właśnie podczas naszej wizyty, mała jadła pokrojone owoce. Moją mamę, która nie jest dla tego dziecka ani babcią, ani ciocią ani nic (jest przyjaciółką i sąsiadką jej babci) nie wiem czy to irytowało, czy o co jej chodziło, ale nagle zabrała małej widelczyk, na który nabijała sobie owoce i zaczęła ją karmić. Gdy mama małej i ja zwróciłyśmy jej uwagę, zrobiła zbolałą minę, powiedziała no już dobrze nic się nie stało i ... dalej karmiła dziecko, jak my nie patrzyłyśmy


Dodatkowo oznajmiła mi przy wszystkich, że ja w ogóle nie powinnam się odzywać na temat wychowania dzieci, bo nie mam swoich
Oooo jak mnie to irytuje. I dziwi oczywiście.