Katee, pytałaś czy miałam podaną krew, tak miałam przetaczaną dwukrotnie...
pierwszy raz zaraz po porodzie, a później na drugi dzień. łącznie dostałam kilka jednostek osocza i krwi bo podczas porodu straciłam ok 1 litra krwi...
do samego porodu wracam niechętnie, choć nie mogę uwolnić się od wspomnień, codziennie o tym myślę...
wrażliwym radzę nie czytać
do urodzenia małej nie było jeszcze tak źle (choć po kilku dawkach oksytocyny darłam się z bólu na pół szpitala przez kilka godzin a rozwarcie nadal było zerowe...) najgorsze zaczęło się po urodzeniu łożyska. macica mi popękała... z końcówki porodu nie pamiętam zbyt wiele, jedyne co dobrze zapamiętałam to to, jak położna po wyjęciu łożyska chciała sprawdzić czy nic w środku nie zostało, włożyła rękę a wtedy krew na nią trysnęła... zaraz zrobiło się zamieszanie, nawet nie wiem kiedy wpadło mnóstwo lekarzy, położnych, wstrzykiwano mi lek za lekiem,kroplówkom nie było końca, dwóch ginekologów na raz mnie szyło, by zatamować krwawienie.
dla mnie to była trauma, ale jeszcze bardziej przeżył to mój mąż. z tego całego zamieszania nikt nie wyprosił go na zewnątrz, cały czas stał obok i na wszystko patrzył. widział jak mnie reanimowano, kiedy tętno spadło mi poniżej 40, jak położna trzaskała mnie po twarzy i polewała zimną wodą bylebym tylko nie przysnęła, patrzył jak mnie łyżeczkują a później zszywają...
po wszystkim jeden z lekarzy powiedział, że właśnie dlatego kobiety nie powinny decydować się na poród w domu, w moim przypadku karetka nie zdążyłaby na czas...
nie wiem, czy jeszcze kiedyś zdecyduję się na drugie dziecko, z tego co mi mówili lekarze, jest prawie pewne, że przy drugim porodzie będzie tak samo, ewentualnie cesarka choć ona też nie wykluczy ryzyka krwotoku.
póki co razem z mężem jesteśmy jeszcze w szoku po tym co przeżyliśmy, miały to być wspaniałe wspomnienia, urodziny naszej córki ale wyszło jak wyszło...
tylko proszę nie podpinać mojego opisu porodu na pierwszej stronie, nie ma co straszyć krwawymi historiami
