Napisane przez knot
Jestem mamą 2 letniego dziecka, mam męża, potrzebuję wsparcia, żeby z nim wytrwać. Nie chce pozbawiać naszego dziecka ojca.
Kiedy się poznaliśmy, na początku zapytałam, kiedy miał ostatnio dziewczynę, powiedział, że rok wcześnij. Uwierzyłam mu, żadnych nieplanowanych ciąż, powrotów do bylej itd. Zakochałam się. 5 miesięcy później zaszłam w ciążę, on to akceptował, cieszył się, plany ślubne itd. W 8 tc poroniłam. Był ze mną, wspierał mnie. Pół roku po poronieniu oswiadczyl, że z pisma sadowego o alimenty dowiedział się o niechcianym dziecku ze swoją byłą, mówił, że się z nią przespał przed naszym poznaniem. Ja to przyjełam za fakt, a że był ze mna na dobre i na złe, zzyliśmy się, okazał się dojrzałym emocjonalnie podczas naszych przeżyć z poronieniem, postanowiłam z nim zostać.
Kilka miesięcy później mi się oświadczył. Zaraz potem znów byliśmy w ciąży i sielanka trwała. Ślub. Jeszcze w ciaży, tej drugiej, dowiedziałam się, że ten ich seks był już jak my się spotykaliśmy, twierdził, że jednorazowy, że ona go podeszła sprytem, bo chciała mieć dziecko. Po urodzeniu naszego dziecka, czyli dużo później przeżyłam kolejny szok, dowiedziałam się, że on od początku tamtej ciąży o niej wiedział (czyli wtedy, jak ja bylam w 1 ciąży, jak poroniłam, przy oświadczynach, ślubie, caly czas się z nią kontaktował, 'ustałał warunki'). Ja to tak przeżyłam, że wyrzuciłam obraczkę. Do tej pory, a kupiłam nową, jej nie noszę, bo przeciez nasza przysięga była oparta na kłamstwie. (cały czas nie przyznawał się do dziecka, do końca, czyli wyroku sadowego i wyników genetycznych mówił, ze tamta go wrabia, że to może nie on jest ojcem. Jak on w to 'wierzył', to ja tym bardziej. Wyniki genetyczne czarno na białym, potwierdzające, że tamto dziecko jest jego, były dopiero po urodzeniu naszego dziecka.
Od tamtego czasu coś pękło, nie umiem na niego spojrzeć poważnie, cały czas mam oszusta przed oczami. on mi tłumaczył, że to ja jestem ważna, że tamto jest nieistotne, ale...ma bardzo wysokie alimenty, na które nie chce zarabiać, długi rosną, ja utrzymuję calą naszą trójkę. Mało tego, wyremontowałiśmy jego dom po jego babci, ja włożyłam tam wszystkie oszczędności, bo łudze się, że nam się uda. Ale czasem nie wytrzymuję. On się stał taki bierny. Niby nie może znaleść pracy, nie zarabia na siebie, na dzieci, nie dogadujemy się. ja pracuję na 2 etatach, wożę dziecko do żłobka, a on z kanapy na kanapę...
jestem pionkiem, nie wiem, co mam zrobić. Chce z nim być dla naszego dziecka, ale on skutecznie mnie zniechęca. Mówi mi same przykre rzeczy, w sposób ordynarny się odnosi, nic nie robi w domu, nie sprząta, nie zajmuje się dzieckiem. Ostatnio rozmawialiśmy o dzieciach, ja powiedziałam, że już nie będziemy mieć drugiego, bo on nawet na 1 nie łozy, a on na to: ja może będę miał. A ja jestem w patowej sytuacji.
Przepraszam za długi wywód, potrzebuję rady, czy ma to szansę, czy jeszcze się dogadamy, dodam, że obecnie wiele konfliktów przynosi malutkie dziecko, no bo wstawanie w nocy, mało czasu, mało seksu, itd...
|