dieta zgodna z grupą krwi
Pewna znajoma nafuczała na mnie, że źle się odżywiam. Phi, źle to mało powiedziane, wprost skandalicznie! "Jesteś grupą A - rolnik znaczy się". Poczułam się głupio - jakby mi ktoś legitymację Samoobrony do kieszeni wcisnął. Ale uszu nastawiam ciekawie, co jeść mogę, a czego absolutnie mi nie wolno. Absolutnie!
Przede wszystkim mięska. Pod żadną postacią. Żegnajcie szyneczki, schaboszczaki i pierożki z mięsem. Time to say good bye... No czasem kurczaka zjeść mogę. Moje wątpliwości rosną - tą bombę testosteronową? Naprawdę? Tak, ale rzadko.
No dobra, skoro szynka i kiełbasa nie, to na śniadanie moge jeść serki... Ależ skąd - zamachała rękami zdrowo odżywiająca się znajoma - nabiał to zabójstwo! Zero mleka kefiru, jogurtów i serów białych, żółtych i spleśniałych (pardon, pleśniowych). Mój organizm będzie trawił je tak samo źle jak mięso, metabolizm ulegnie spowolnieniu i wszystko w biodra mi pójdzie.
Moje menu uległo dramatycznemu skurczeniu. Czym by tu białko zwierzęce zastąpić? Już mam - fasola! Też nie. Pod żadnym pozorem! Ręce opadły mi bezsilnie. Mam się odzwyczaić od jedzenia? Nabyć gustowną kroplówkę z oprzyrządowaniem w postaci przystojnego pielęgniarza? Okazuje się, że soję mogę. A nawet muszę, chociaż smakuje jak kawałek tektury. I jeszcze ryż i kaszę (pfuj, przecież ja tego nie trawię!). A wiosną i latem dochodzą mi warzywa i owoce (światełko w tunelu). I krewetki też mogę, ośmiornice i małże, tylko najpierw bank obrabuję, bo na razie na dietę śródziemnomorską mnie po prostu nie stać.
W poczuciu frustracji zrodzonej z objawionej mi poraz kolejny wiedzy, iż to co dobre jest niezdrowe, niemoralne i powoduje tycie, poczłapałam do lodówki. Kawałek kiełbaski odkroiłam sobie. A co! I jeszcze jogurtem popiję...
Ciekawa jestem, co sądzicie o tym typie diety. Ma ktoś jakieś doświadczenia? Bo ja jak na razie pozostaję w przekonaniu, że prędzej w ogóle się od jedzenia odzwyczaję, niż będę wcinać to, co uważam, że jest po prostu niesmaczne.
Pozdrawiam - Aga
|