Przyczajenie
Zarejestrowany: 2012-10
Wiadomości: 4
|
Śmierć, problemy, stres, brak bliskości
Dziewczyny pomóżcie... Mam ostatnio poważne problemy. Może zacznę od początku.
Zawsze byłam skryta, nieśmiała, gdziekolwiek bym się nie znalazła, nikt się mną nie zainteresował na dłużej, w żadnej szkole nie miałam koleżanek. Zawsze zwalałam winę na otoczenie, teraz już wiem, że problem tkwi we mnie, po prostu jestem za mało barwna, zbyt spokojna i przez to pewnie mało interesująca. Rok temu, po skończeniu technikum przerwałam naukę, poszłam na terapię. Minął rok, zaczęłam studia. W drugiej klasie technikum znalazłam chłopaka, czyli byliśmy razem 3 lata. Dodam, że to były wspaniałe 3 lata. Jakieś niecałe 3 tygodnie temu ze mną zerwał, i to w bardzo perfidny sposób. Przyszedł z jakąś pomarańczową dziewczyną z żółtymi włosami i wygarnął mi wiele rzeczy, a na koniec powiedział, że już go w najmniejszym stopniu nie interesuję, od tamtego czasu nie mamy kontaktu. Najgorsze jest to, że dalej go kocham, na dodatek nie potrafię zrozumieć dlaczego, skoro zachował się jak... skończony dupek, cham i prostak. Mimo to tęsknię i chciałabym żeby wrócił, nie rozumiem swojego zachowania i toku myślenia. Nawet zdarza mi się (i to dosyć często) płakać za nim wieczorami. Na domiar złego pół roku temu zmarła moja jedyna przyjaciółka (była chora na raka). On wtedy był przy mnie i mnie wspierał, teraz nie mam już nikogo, odczuwam pustkę. Rano wstaję z przymusu, często wymiotuję przed wyjściem, na zmianę albo nie potrafię patrzeć na jedzenie i nie jem cały dzień albo obżeram się jak nienormalna. Na studiach też średnio mi idzie, mam wrażenie że terapia nic nie dała, przynajmniej nie na dłuższą metę, nie znam ludzi, często opuszczam zajęcia bo nie mam siły tak siedzieć przez większą część dnia i patrzeć w podłogę, boję się cokolwiek powiedzieć na głos, obawiam się że szybko będę musiała zrezygnować bo nie bardzo się przykładam (chciałabym, ale jakoś nie umiem się tam odnaleźć i ostatnie wydarzenia też przyczyniły się do tego, że nie mam motywacji). Boję się też tego co będzie jak mnie wyrzucą ze studiów, a na pierwszym roku zawsze jest duży przesiew. Powiedzcie, czy towarzystwo na studiach jest takie ważne? Nie mam nikogo kto załatwiłby mi pracę, a sama na własną rękę mogę wylądować przy dużej dawce szczęścia najwyżej w McDonaldzie. Dodatkowo dobija mnie ten fakt, bo mój były mimo tego, że jest tylko 3 lata starszy ode mnie ma już własną dobrze prosperującą firmę współpracującą z zagranicą, więc kolejna rzecz, która mnie utwierdzi w tym, że jestem nic niewarta i nie pasuję do tego świata... Poradźcie coś, bo ciężko mi już tak żyć. Z każdym dniem jest coraz gorzej.
Dziękuję serdecznie.
|