Witajcie Dziewczyny,
postanowiłam napisać na forum, ponieważ nie mogę dać sobie rady.. ale może zacznę od początku..
Mam 20 lat, mój chłopak/narzeczony jest ode mnie od 5 lat starszy, róznica wieku mi nie przeszkadz. Jesteśmy w związku prawie 3lata, niby krótko, a zarazem długo.
Pierwszy rok naszego związku był bardzo cudowny, byłam szczęśliwa i dowartościowana, w jego ramionach czułam się bezpiecznie, wiedziałam, że mogę zawsze na nim polegać.. Oczywiście, bywały i kłótnie, w nasz związek zaczęła się mieszać jego Bratowa, podawała mój nr w internecie, wymyślała różne dziwne historie na mój temat, wszyscy prosili mnie, żebym wytrwała w tym związku, chociaz chciałam odejść.. Jednak zostałam.. On był czuły, gdy byłam chora dbał o mnie, po pracy po mimo swojego zmęczenia przychodził, po mimo późnej godziny i swojego zmęczenia tylko po to, żeby mnie przytulić i powiedzieć, że mnie Kocha.. nie istniało nic prócz mnie, prócz nas..
to wtedy zaczęliśmy planowac wspólną przyszłośc, rodzinę, dom wspólne mieszkanie.. w Wigilę oświadczył mi się, byłam szczęśliwa.. data ślubu ustalona, myślałam wtedy, życie jak w bajce..
Niestety..
nadszedł maj, Jego Brat znalazł mu pracę w tej samej firmie w której pracował, jako kierowca ciężarówki.. moje życie stopniowo zaczęło się przemieniać w istny koszmar..
na początku było fajnie, zabierał mnie w trasy, bardzo to lubiłam.. a on cieszył się że go wspieram i pomagam w trudnych dla niego chwilach, tak mijał czas.. było miło sympatycznie, nagle przyszła zima, na kraju brakowało pracy, Brat postawił szczebel wyżej, zagranica.. to tam się miał dorobić.. chociaż ja protestowałam, prosiłam, błagałam, żeby tego nie robił, posłuchał mnie.. wyjechał, nagle zostałam zupełnie sama..
wyjechał z Bratem, który miał mu pokazać, że facet musi mieć "jaja" i myślę, że z tamtym dniem, straciłam swojego prawdziwego faceta..
ślub został odwołany - bo, jak powiedział mu brat, jeżeli ktoś kogoś kocha, to będzie z nim z ślubem czy bez, a zresztą w dzisiejszych czasach ślubów się nie bierze.
wspólne mieszkanie - na nie, bo mieszka z mamą, jest mu tak dobrze, a brat powiedział, że mieszkanie razem, zbyt wiele kosztuje, a tak to odłoży i kupi sobie lepsze bmw.
N
agle też, przestał mnie szanować, nie raz z jego ust usłyszałam ty dzi.. ty szma.. ty kurr.. i wiele, wiele innych..
gdy mówię, próbuję z nim porozmawiać o zaistniałych problemach, mówi że dondrolę, że mam już dość.
Wyznał mi również, że jestem żałosna, żenująca, nie podobam mu się i nie wie po co ze mną jest.
Ucieka mi, oszukuje, nie dotrzymuje słowa.. ostatnio obiecał mi, że wychodzi z kolegą na piwo i zaraz wróci.. i co? upił się do tego stopnia że na drugi dzień nic nie pamiętał, a mało tego z jego telefonu wydzwaniali jego koledzy..
za wszystko winna jestem ja, to ja muszę błagać, przepraszać i się słuchać.
Jego bratowa znowu mnie teroryzuje, ale on uważa że to nic takiego, nie próbuje mi w jakikolwiek sposób pomóc.
Na mój płacz reaguje drwiącym śmiechem, jest oschły i bez uczuć.
czuję, że nie mogę na niego liczyć, gdy rozmawia ze mną a brat zadzwoni od razu się rozlącza, mówiąc że zaraz zadzwoni.. chociaz i tak tego nie robi...
dużo mogłabym jeszcze wymieniać..
proszę was, doradźcie mi co powinnam zrobić, mimo tego wszystkiego zależy mi na nim, nie chciałabym się rozstawać..

nie mam przyjaciół, dlatego tu piszę.. proszę o pomoc.
z góry dziękuję i pozdrawiam.