Wizaz.pl - Podgląd pojedynczej wiadomości - Zapraszanie gości - problemy i zagwozdki
Podgląd pojedynczej wiadomości
Stary 2012-11-10, 23:55   #1
Kojaniskatsi
Raczkowanie
 
Avatar Kojaniskatsi
 
Zarejestrowany: 2010-11
Lokalizacja: Centropoland :P
Wiadomości: 287

Zapraszanie gości - problemy i zagwozdki


Dziewczyny, ponieważ w wątku o faux pas młodych pojawia się dużo zagadnień dotyczących zapraszania gości i zrobił się mały off top, postanowiłam założyć nowy wątek na ten temat

Przy okazji, może pomożecie mi rozwiązać pewien problem, bo za nic nie wiem, co mam zrobić a opinie ze strony bliskich są różne i skrajne

Mianowicie - W czasach studiów 3-letnich, wraz z kilkoma dziewczynami z grupy tworzyłyśmy coś na wzór takiej paczki znajomych. Piszę "coś na wzór", gdyż nasza znajomość tak na prawdę ograniczała się li tylko do wspólnego "bujania się" na uczelni, siedzenia razem, spędzania wspólnie okienek i czasem jakiegoś wypadu na piwo. Nie byłyśmy jednak szczególnie zżyte, o czym może świadczyć fakt, że po studiach nasze kontakty ograniczyły się do posiadania siebie nawzajem wśród znajomych na fb i prawie nikt o to pretensji nie ma.

No właśnie, prawie.

Wśród tych dziewczyn była jedna konkretna i to o nią tu chodzi.
Jest to typ osoby o silnym charakterze, władczej, obrażalskiej i nieznoszącej sprzeciwu. Z nią moje kontakty się przedłużyły, gdyż studia magisterskie robiła zaocznie w mieście, gdzie ja studiowałam dziennie, więc gdy przyjeżdżała na zjazdy - zatrzymywała się w mieszkaniu, które z kumpelą wynajmowałam. Już wtedy mocno działała mi na nerwy, gdyż np obrażała się o to, że nie chce mi się wieczorem iść po nią na uczelnie, lub, że chcę na weekend jechać do rodzinnego miasta a ona ma zjazd i nie pasuje jej być z samą moją współlokatorką, albo, że chłopak do mnie przyjeżdża.. Generalnie sytuacji było sporo, nie ma co przytaczać wszystkich ale na prawdę, wtedy upewniłam się, że gdyby nie studia i te inne dziewczyny "z paczki", pewnie nigdy bym się z tą koleżanką nie zakumplowała.

Po prostu ja, mając bardziej uległy i słaby charakter, zawsze bardzo przeżywałam jej fochy i pretensje i nigdy nie umiałam jej się sprzeciwić, tym bardziej, że gdy kiedyś się postawiłam, było jeszcze gorzej.

Pewnego dnia, ni z tego ni z owego, poprosiła mnie ona o bycie świadkową na jej weselu - był to dla mnie szok, bo mimo, że u mnie pomieszkiwała w czasie zjazdów, nie byłyśmy aż tak blisko (może o tym świadczyć choćby fakt, że np gdy nie miała zjazdu przez kolejne 2 tyg, nie miałyśmy ze sobą żadnego kontaktu, odzywała się tylko wtedy, gdy miała przyjechać). Sprawę świadkowania przedstawiła tak, że najpierw upewniła się, że na bank będę na weselu jako gość, potem powiedziała, że osoba, którą planowała na świadkową się z nią pokłóciła i nie będzie jej wcale na weselu, po czym zaproponowała, bym to ja jej świadkowała. Ja, nie mając silnego argumentu przeciw, w niezgodzie z samą sobą, w końcu się zgodziłam.

Ale dobra, wesele było bardzo fajne, wybawiliśmy się, było na prawdę okej.

Po jej weselu (które było w wakacje) kontakt znów się urwał, koleżanka odezwała się dopiero w październiku, oczywiście w sprawie zjazdu.

Po skończeniu studiów, a było to ładnych parę lat temu, nasz kontakt urwał się całkowicie (nie licząc własnie znajomości na fb, wiadomości jednak do siebie nie pisałyśmy).

Jakiś czas temu koleżanka odezwała się do mnie. Tak o, po prostu co słychać, dawno się nie widziałyśmy itp. Po kilku smsach spotkałyśmy się na herbatkę i ciastko. I właśnie podczas tego spotkania zaczął się naturalnie temat moich zaręczyn. Normalnie po ludzku, rozmowa czy przygotowania już się zaczęły, jak idą itp. I nagle swoim stylem (czyli szczerze i bez ogródek) koleżanka wypaliła do mnie, że ma nadzieję, że ona i jej mąż są brani pod uwagę jako goście weselni...Ja lekko zawieszona odpowiedziałam, że jeszcze nie wiem dokładnie ilu będzie gości, czy robimy duże czy małe wesele (to akurat prawda), bo sami je sobie opłacamy (taką mamy ambicję, jak wyjdzie to się okaże ) i że nie wiem, czy czasem nie będzie to po prostu małe przyjęcie dla rodziny i najbliższych. I tu się koleżanka powiedziała coś w stylu " no miło, miło, myślałam, że ja i mąż jesteśmy u ciebie brani pod uwagę jako bliscy" Ja nie bardzo wiedziałam co odpowiedzieć, a ona kontynuowała, że w końcu ja na jej weselu byłam i w dodatku świadkowałam i ogólnie w ten deseń

Aby zakończyć dyskusję, powtórzyłam, że na prawdę jeszcze nie wiem jak to będzie bo na tę chwilę to w ogóle nie mamy za co zrobić tego wesela, więc to wszystko to hipotezy. Koleżanka lekko się nadęła (zdążyłam trochę poznać różne style jej foszków, wlaśnie podczas tych zjazdów), dopiła herbatę i się rozeszłyśmy.

I teraz moje pytanie - co zrobić. Ja w ogóle nie brałam ich pod uwagę przy takiej wstępnej liście gości (wiecie, robiłam taką by wiedzieć mniej więcej ile osób by wyszło). Nie dążę do utrzymywania z nią jakichś kontaktów bliższych niż właśnie np takie wyjście na kawę czy herbatę raz na jakiś czas, dla mnie to jest po prostu koleżanka z dawnych lat. Z drugiej strony może ona rzeczywiście ma mnie za jakąś bliską osobę i na kontakcie ze mną może jej zależy? Nie wiem tego, zastanawiam się, bo jeśli tak nie jest to nie rozumiem jej pytania (a nie był to żarcik).

W każdym razie jedni mówią mi, żebym dla świętego spokoju ją zaprosiła, w końcu ja też byłam u niej i co mi dwie osoby robią różnicę. Inni zaś twierdzą, że nie ma żadnych powodów do zapraszania osoby, z którą tak na prawdę na dzień dzisiejszy specjalnych kontaktów nie mam.

A ja nie wiem jak powinnam się zachować, może macie dla mnie jakieś rady? Może któraś z was była w takiej sytuacji?
__________________
17-07-2012 Narzeczona
15-11-2014 Żona

"Gdyby ludzie rozmawiali tylko o tym, co rozumieją, zapadłaby nad światem wielka cisza"
Albert Einstein

Edytowane przez Kojaniskatsi
Czas edycji: 2012-11-10 o 23:58
Kojaniskatsi jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując