Cześć dziewczyny. Proszę o trzeźwe spojrzenie na mój problemik i wsparcie

Jestem z facetem prawie rok. Związek udany, mimo, że on to typowy lekkoduch, a ja - realistka stąpająca twardo po ziemi. Dla niego wszystko jest łatwe, lekkie i przyjemne, ale ja muszę wkładać w tej związek wiele pracy, żeby nie być tzw bluszczem, dawać mu swobode itd.
Chciałam jeszcze tutaj zaznaczyć, że NIGDY nie miałam problemów tego typu. Dawałam facetom dużo swobody (nawet założyłam o tym wątek, może ktoś kojarzy). Ale w momencie kiedy poznała jego, umarłam...zakochałam się na zabój i chciałam z nim spędzać każdą sekunde mojego życia
Głupie? Pewnie i tak, dlatego bardzo się starałam utrzymać te bluszczowate zapędy na wodzy i nie przesadzać.
Ale ostatnio zostałam wystawiona na niezłą próbę. Miesiąc temu mój ukochany zaczął pracować jako barman. Już gdy zaczął szukać pracy bardzo się bałam co będzie, gdy ją dostanie (a że dostanie wiedziałam, bo to taki typ który idealnie na barmana sie nadaje). No i stało się. Dostał tę pracę w knajpie.
Bardzo się cieszył (naprawdę świrował ze szczęścia) - więc i ja udawałam że się cieszę, gratulowałam, życzyłam powodzenia. Ale prędko zaczęło się to, czego się obawiałam - nocne zmiany, odwoływanie spotkań a bo niewyspany, a bo jutro otwiera i się wyspać musi... Myślałam "OK! Przecież sama pracujesz, studiujesz, masz swoje życie, nie panikuj..."
Ale mimo że zawsze dużo się u mnie działo, to ciągle on był na pierwszym miejscu -> potrafiłam zrezygnować z zajęć bo tęskniłam i po prostu chciałam się z nim zobaczyć, grafik w pracy ustawiałam pod to kiedy on miał czas... itp. A teraz czuję się tak, jakby w jego hierarchii wartości ten bar był najważniejszy. Wiem, że uwielbia tą pracę, barmaństwo to jego pasja i jego towarzyska dusza świetnie się odnajduje w miejscu, gdzie ciągle ma kontakt z ludźmi, to spełnienie jego marzenia (ponadto ciągle mówi mi, że jest tam nowy i nie może wybrzydzać jeśli chodzi o zmiany). Ale moja bluszczowata strona duszy szaleje - wyobrażam sobie pijane panienki, barmanki, z którymi zostaje do późna i zamyka lokal... Nie potrafię sobie z tym poradzić

Jeszcze żeby nie być gołosłowną podam przykład zachowania, które mnie nawet nie denerwują, co zwyczajnie martwią...: tydzień temu w piątek był na nocną zmianę. Nie widzieliśmy się do kilku dni, bo akurat tak wyszło że nie mieliśmy czasu, ale sobotę mieliśmy spędzić razem w jakiś miły sposób (spacer, kino, potem kolacja) z racji tego że sobota to jedyny dzień tygodnia który oboje mamy razem wolny... W piątek więc (żeby nie wariować w domu i nie zamęczać się głupimi myślami kiedy on był w pracy

) poszłam sie spotkać z koleżankami. Zawsze jak spędzamy wieczory osobno to piszemy do siebie, więc zapytałam jak praca, ale przez całą noc zero odzewu... A rano dostaje smsa że zamknęli o 7 rano i dopiero wraca do domu. I cały wspólny dzień poszedł się j***ć

zobaczyliśmy się tylko na chwilkę wieczorem bo nie miał siły na nic.
Proszę wypowiedzcie się, przesadzam? Jeśli tak, to co powinnam zrobić, żeby nie wariować? Jeśli nie, to co zrobić, żeby coś zmienić...?
Pomocy!