No więc

pojechałyśmy z mamuśką do Madonny. Poprosiłam tż, żeby przygotował dla mnie aparat (mamy taki duży, więc nie wzięłam pokrowca, żeby do torebki się zmieścił). Zapytałam się go jeszcze czy bateria jest pełna i ruszyłyśmy z mamuśką w podróż życia

Wparowałyśmy do salonu i okazało się, że akurat nikogo nie ma (z panien młodych). Po pogawędce z babeczką (na szczęście trafiłam na tą moją fajną

), pozwoliła popstrykać fotki

Szybko się przebrałam, mama bierze aparat, włącza go... a tam komunikat "akumulator rozładowany"............. ................ prawie na zawał padłam... okazało się, że baterie zostały w pokrowcu, który zostawiłam w domu

Mówię: "trudno" i dałam mamuśce swoją komórką. Po 3 zdjęciach w telefonie komunikat, że bateria rozładowana... Wtedy już się wkurzyłam

a babeczka z salonu miała niezły ubaw

dobrze, że mama miała jeszcze swoją komórkę

i zrobiła zdjęcia

ale powiem wam, że chyba bym umarła gdybym wróciłabym bez zdjęć
