Dot.: Lubelskie Mamusie 2012/2012
Hej dziewczyny!
Ja miałam małe problemy pod koniec swojej ciąży i "dzięki" temu przelezałam na wszystkich (prawie) oddziałach "ciążowych" na jaczewskiego, począwszy od ginekologii zachowawczej, przez perinatologię i oczywiście na końcu położnictwo. Generalnie pobyt w szpitalu to był dla mnie dramat (co może się wydawać dość dziwne, bo studiuję medycynę). Bo leży się tam i mało co z tobą robią i ci mówią. Jeśli chodzi o położne na wszystkich tych oddziałach to raczej mam pozytywne odczucia, miały z nami większy kontakt niż lekarze, niekiedy to od nich się dowiadywałyśmy o wynikach i decyzjach lekarskich ;/ Ja sama miałam w końcu nagłą cesarkę i przeżycie to było dość traumatyczne (chodzi mi o rekonwalescencję, bo sam zabieg ok) - nie polecam nikomu bez wskazań. Jednak dużym problemem było dla mnie to, że na oddział nikt nie może wchodzić. Piętro niżej na ginekologii dziewczyny po cesarkach normalnie są doglądane przez rodzinę, a nagle na położnictwie są inne zasady i co najlepsze personel ma odpowiednie uzasadnienie (co jest dla mnie sytuacją komiczną). Ja leżałam ponad tydzień bo Mały miał żółtaczkę i musieliśmy się poddać fototerapii. I nie dość, że kobieta jest obolała po zabiegu, oczywiście wymęczona, to jeszcze musi przez cały czas, jak dziecko się naświetla, pilnować je czy nie ściągnie sobie z oczu opaski. Osobiście byłam wykończona i dopadł mnie olbrzymi kryzys, a nie mogłam skorzystać z pomocy męża, który by i całą noc siedział z Małym, bo takie są zasady. Ba, mój mąż został nawet wyrzucony z oddziału, kiedy pilnował Małego, żebym mogła chociaż na 20min zmrużyć oczy. Osoba z personelu zaproponowała, że jeśli jestem zmęczona to mogą zabrać dziecko, żebym sobie odpoczęła. Tylko nikt nie będzie mi się zajmował dzieckiem pod lampą,więc równie dobrze mogłam sama ją wyłączyć i pójść spać. A że człowiek chce szybciej być już w domu to siedzi przy tej lampie non stop byleby poziom bilirubiny spadł jak najszybciej... No a na koniec to o decyzji lekarskiej czy możemy już iść do domu (bilirubina spadła do 10,5) dowiedziałam się od położnej, bo pani dr nawet nie pofatygowała się żeby przyjść i wyjaśnić swoją decyzję. Wkurzyłam się, bo co lekarz to inna opinia i wypisałam się na własne żądanie. Teraz już jesteśmy w domku i jest nie do porównania. Ja rozumiem, że stada rodziny i znajomych na oddziale to zło wcielone, ale jedna osoba powinna mieć prawo siedzieć nawet bez przerwy przy położnicy, bo inaczej oszaleć można. Nikt z góry nie wie, czy jego pobyt na oddziale będzie trwał 3 dni czy 8. Gdybym miała leżeć te 3 dni to spoko, ale przy większej człowiek sam przestaje sobie radzić, chociażby psychicznie, emocjonalnie. Więc wydaje mi się, że lepiej wybrać szpital gdzie jest możliwość wstępu na oddział. Kobieta i tak "traci" swoją godność kiedy jest badana przy 10 osobach, tudzież musi wywalić cyce i karmić, więc jaka różnica?
|