Dot.: Powrót do bylego?
Ja też byłam z facetem 3,5 roku. Pierwsza miłość, pierwszy mężczyzna w moim życiu. Byliśmy bardzo wybuchowi i w naszym związku ciągle wybuchały ogromne kłótnie, ale zawsze się godziliśmy i wracaliśmy. Byliśmy oboje bardzo szczerzy w tej relacji, wiedziałam, że on nie może beze mnie żyć. Niestety, jak to czasem bywa z nastoletnią miłością, z mojej strony uczucie zgasło, z wielu przyczyn i błędów które on popełnił. Poznałam kogoś innego i to on pociągnął mnie za rękę, żeby mogła definitywnie zakończyć tamten związek. Rozstanie to był horror, jakieś pół roku. Był agresywny i nachalny, a ja słaba psychicznie.
Nieustanne poczucie winy, wyrzuty sumienia, że przecież tamten miał być tym jednym jedynym, że należę tylko do niego, że przecież teraz zdradzam go z nowym mężczyzną. To cud, że ten nowy związek przetrwał. Nastąpił jednak moment kryzysu i pytanie "Czy dobrze zrobiłam odchodząc i wybierając tego drugiego?" nie mogło dłużej pozostawać bez odpowiedzi. Zgodziłam się dać mu drugą szansę, bo moja głowa nie mogła znieść już dłużej "co by było gdyby...". Wystroiłam się na naszą "pierwszą" randkę, przyjechał po mnie samochodem i pojechaliśmy nad miłe miejsce nad rzeką. Chciałam żeby mnie objął, przytulił, pocałował - musiałam wiedzieć czy cokolwiek jeszcze czuję, czy to wywołuje we mnie jakieś emocje.
Zaczął się do mnie gwałtownie dobierać, w lesie, ani żywej duszy, żadnej możliwości ucieczki. Najpierw delikatnie sugerowałam że nie chodzi mi o to, potem kategorycznie odmawiałam. Nic sobie z tego nie robił, dawniej często stawiałam opór przekomarzając się z nim, uznał to za element zabawy i gry wstępnej. Przestał dopiero gdy skrępowana, nie mogąc się ruszyć pod jego ciężarem, płakałam i prosiłam żeby tego nie robił. Opamiętał się w porę i już nigdy więcej się do niego nie zbliżyłam i nie zbliżę.
|