Przyczajenie
Zarejestrowany: 2012-07
Lokalizacja: warszawa
Wiadomości: 13
|
Jak uratować związek??
Błagam was o pomoc
Jestem z moim TŻ 2 lata.2 wspaniałe lata,oczywiście nie pozbawione problemów,ale problemy zdarzają się zawsze 
W wakacje TŻ wyjechał na TRZY MIESIĄCE.Pierwsza prawdziwa rozłąka,jednak postanowiliśmy dać radę.I pierwsza katastrofa-niechcąco dowiedziałam się,że tam,w obcym kraju mój TŻ z nudów wymienia się dość dwuznacznymi smsami z koleżanką.I to trwa już jakiś czas,zdarza się raz na miesiąc/dwa-smsują trochę,a ja trwam w nieświadomości.Wiem,że dziewczyna,o której tu mówię,opowiada światu,że mój TŻ to jej ideał.Wiem też,że TŻ miał szansę kiedyś z nią być,a nie chciał.Więc o co teraz chodziło?Poczułam się cholernie zdradzona(emocjonalnie boli chyba bardziej,niż fizycznie...)i oszukana,tym bardziej,że gdyby nie przypadek,to trwało by dalej...Zrobiłam awanturę,chciałam się rozstać,ale uczucie zwyciężyło,tak przepraszał i błagał o zaufanie,że zgodziłam się spróbować.Postanowiłam rzucić to w niepamięć,bo on naprawdę się starał.
Minęło kilka miesięcy,a we mnie tkwił żal.Mimo,że obiecałam mu,że zaufam,wychodziło mi średnio.Ciągle robiłam awantury,podejrzewałam go(bezpodstawnie...) ,że mnie zdradza,że z kimś flirtuje,kiedy nie widział przeglądałam mu telefon,komputer(dodam,że nic nie znalazłam...),słowem-wpadłam w paranoję.Bylo mi wstyd,ale to było silniejsze ode mnie.Stąd chyba wzięły się nasze kłótnie.Ciągłe.On mnie prosił,błagał,uspokajał.M ieliśmy 2 poważne rozmowy.Powiedział,że mu przykro patrząc,jak się męczę.Rozmawialiśmy o rozstaniu,ale jednocześnie oboje wiedzieliśmy,ze za bardzo się kochamy,aby się poddać.Starałam się,ale nie umiałam odpuścić swojej złośliwości,traktowałam go naprawdę źle,podziwiam,że wytrzymywał ze mną,jednocześnie był dla mnie naprawdę wspaniały-najlepszy od początku związku.Czuły,troskliwy,c ierpliwy.
Kilka dni temu kolejny raz sprowokowałam kłótnię,znów chodziło o moje chore podejrzenia.Nie gadaliśmy 1 dzień,a następnego zaprosił mnie na kawę.Był dziwny,nerwowy,dla żartu spytałam :co się dzieje,czy chce mnie zostawić? I wtedy mój TŻ zaczął PŁAKAĆ.że może lepiej się rozstać.Że coś w nim się wypaliło.Że jestem dla niego okropna,że nie doceniam jak się stara,że to męczące,że mam paranoję...byłam w takim szoku,że chciałam z marszu iść do domu,ale mnie zatrzymał i zapytał,czemu nic nie mówię,czemu nie powiedzialam,ze to naprawimy?Rozmawialiśmy 2 h,on wytłumaczył mi,co go boli.Przez kilka miesięcy ani razu nie mówił,ze cokolwiek go rani,a teraz wylał z siebie wszystko.I jak mi to powiedział,to uświadomiłam sobie,że ma rację.Że ja bym w takim związku nie wytrwała.Że go nie szanowałam,wciąż karałam za jeden błąd,dawałam do zrozumienia,że ciągle mam żal.Doszliśmy do wniosku,że się kochamy i nie chcemy się rozstawać,ale jeśli niczego nie zmienimy,to nie będzie wyjścia.
Te kilka stresujących chwil z perspektywą życia bez niego uświadomiły mi,że JA NIE CHCĘ BYĆ BEZ NIEGO.Staram się z wszystkich sił pracować nad sobą,no ale właśnie...mam wrażenie,że teraz on zobojętniał.Jest jakiś chłodny,sztuczny...czasam i wydaje mi się,że nie jest szczęśliwy obok mnie.I te słowa,że coś się w nim wypaliło...jak myślicie,jak mam uratować ten związek?Błagam o jakieś słowa,rady,jak rozumiecie jego tekst o wypaleniu? Mi to się kojarzy z 'już cię nie kocham',a przecież mówi,że kocha...chyba umrę ze stresu i żalu,czekam na jego smsy jak na zbawienie i nie wiem co robić         
|