Rozeznanie
Zarejestrowany: 2009-01
Wiadomości: 830
|
Dot.: Zacząć wszystko od nowa?
Cytat:
Napisane przez antygona
Skoro w tym miejscu nic Cię nie trzyma, możesz ruszyć gdzie chcesz - to co Ci szkodzi... ja wyjechałam 400km ze swojego miasta dla faceta... teraz z nim nie jestem, ale mam tu przyjaciół, pracę, kota  i czuję się świetnie.
Ale jeśli nie jesteś pewna czy warto - może poszukaj po prostu wymarzonej pracy bez ograniczeń miejscowych, ba! nawet państwowych  A w każdym nowym miejscu poznasz szybko kogoś nowego - koledzy z pracy, sąsiedzi no i fora internetowe to początek
Powodzenia!!!
|
Zgadzam się z powyższym .
I, moim zdaniem, lepiej nie pokładać nadziei w "niepewności"*, tylko patrzeć na siebie i swoje prawdziwe możliwości i pod tym kątem rozejrzeć się za najlepszymi opcjami.
* czyli tak naprawdę w swojej tęsknocie do bycia z kimś, by nie okazało się, że przez taką tęsknotę uparliśmy się być z kimkolwiek
Cytat:
Napisane przez fashion78
Glowny celem tego postu jest odp na pytanie czy mialybyscie tyle odwagi żeby zaczac wszystko od nowa, a może już ktoras z Was miala taka sytuacje w zyciu lub ma wlasnie teraz? Czy miałybyście odwage wyjechac na drugi konec kraju same, nie majac pracy, mieszkania, a dopiero ich szukac tam na miejscu, gdzie kiedys było Wam dobrze???
Chetnie dowiem się o nowych lub przebytych doświadczeniach
Ale najpierw pokrotce opowiem o co chodzi.
Otoz koncowka mijającego roku nie była dla mnie zbytnio laskawa. A mianowicie z dniem 31 grudnia nie otrzymalam kolejnej umowy o prace. Dla mnie to istny życiowy dramat. Zalalmalam się, ponieważ kolejny raz zycie kaze mi się zmierzyc z nowa sytuacja. Znowu co mnie nie nie zabije to mnie wzmocni, znow musiałam upasc na ziemie z wielkim hukiem.
Dotad wszystko mi się udawalo, do wszystkiego doszlam sama i sama na to zapracowałam. A teraz po prostu nie wiem cosie stalo…nie ogarniam…
Zaczynając prace odbylam szkolenie na drugim koncu Polski, na którym poznalam sympatycznego D. spędziłam tam miesiąc a przez ten czas zbliżyliśmy się do siebie niesamowicie. Rozstanie było trudne i bolesne, ale nie było innego wyjscia. Gdyby nie On bylabym tam zupełnie sama. Wiedzieliśmy ze kiedys się jeszcze zobaczymy, bez obietnic i zobowiązań. Przez caly czas po powrocie mielismy kontakt. Taki zwyczajny jak dwoje bliskich znajomych. Nadarzyla się okazja żebyśmy mogli spędzić razem sylwestra i tak tez się stalo. Pojechałam do niego na kilka dni. Znow było pieknie ale to nie był już taki szal jak wtedy. Jednak było bardzo milo. Pomijając mysli ze nie mam do czego wracac…
Nie wiem czy moglibyśmy być razem, nie wiem czy On by tego chciał. A ja mam wielka chec zmienic cos w swoim zyciu i ruszyc tylek.
Tutaj nie trzyma mnie już zupełnie NIC, nawet kota nie mam…ale brakuje mi troche odwagi i motywacji, poza tym utrata pracy tez troche podciela mi skrzydla i zabrala pewność siebie…
Wracając do sedna; nie wiem co robic. Chciałabym spróbować czegos innego, chciałabym spróbować z nim być. Chciałabym tam pojechac ze względu na niego i zaczac nowe zycie, ale czy razem?
Ale boje się kolejnej porazki i tego ze nie wyjdzie, ze będę skazana w obcym miescie tylko i wyłącznie na siebie, bez rodziny, znajomych i ze sobie nie poradze…
Pomozcie proszę! Jeszcze nigdy nie bylam w takiej czarnej d…
|
Cytat:
Napisane przez fashion78
Ja musialabym wyjechac jakies 600 km od siebie. I studia tez już za mna wiec to tez troche co innego. Może i stara jeszcze nie jestem, ale…Nie tak to wszystko mialo wyglądać. A od pewnego momentu czuje ze Zycie wymknęło mi się spod kontroli…
I prawda jest taka ze tam znam tylko jego i kilku jego znajomych, których poznalam na sylwestra. Gdyby tylko zaproponowal, zasugerowal, żebym się przeprowadzila to teraz zrobiłabym to bez chwili wahania, a tak to jednak troche się boje…gdybym w 100% mogla liczyc na jego pomoc…a tak? To glownie on jest motorem moich rozważań…punktem zaczepienia i to tylko i wyłącznie na jego pomoc mogłabym ewentualnie liczyc…
To prawda, ze jak do tej pory wszystko mi się układało po mojej mysli. Przynajmniej jeśli chodzi o studia, zycie zawodowe. A teraz jak już pisalam utrata pracy przybila mnie, zabrala pewność siebie, nie bylo tego w moim scenariuszu (jakkolwiek to brzmi…)
Dlatego czy z drugiej strony to nie wyglada jak ucieczka?
Nic się nie dzieje bez przyczyny, wskazowka od losu…tez się bardzo często zastanawiam nad tymi slowami. Jak to naprawde jest? Czy to przypadek, przeznaczenie? Dlaczego na mojej drodze pojawiaja się tacy a nie inni ludzie, którzy cos wnosza do mojego zycia?
oj piszcie prosze bo teraz potrzebuje jak najwiecej pozytywnych ale i szczerych kopniakow 
|
__________________
(...)Journey's end in lovers' meeting (...)
"Carpe diem" W.S.
|