Napisane przez zakompleksiona11
chyba najwyższy czas prosić o poradę, bo sama sobie już z tym nie radzę...
od ponad pół roku zaczęłam przyjaźnić się z chłopakiem, wszystko było w porządku, potem... we wrześniu pamiętam, jak mówił mi, że płonie na mój widok, poci się, serce mu bije i ogólnie...fascynowałam go, ale wtedy też jakoś tak wyszło, że nadal po tej rozmowie była tylko przyjaźń (przez pare dni chodził z inną laską, która się wpieprzyła)... facet jest naprawdę wspaniały, znaleźć drugiego takiego uważam za niewykonalne...
codziennie spędzaliśmy ze sobą mnóstwo czasu, godzinne telefony, rozmowy na skajpie czy gadu jeśli nie mogliśmy się spotkać np w niedziele...
Popełniłam mnóstwo błędów (nie mówię tu o jakiejkolwiek zdradzie czy coś w tym stylu). brak mi pewności siebie- wszystko co chciałam zrobić, długo analizowałam i ostatecznie dochodziłam do wniosku, że nie powiem czy nie zrobię tego i tego, bo to bez sensu, bo mnie wyśmieje, bo to, bo tamto. druga sprawa- jestem cholernie zakompleksiona, niepewna tego, co robię, nie lubię się chwalic itd...
od jakiś dwóch miesięcy bardzo często się kłócilismy- jakoś pare razy w tygodniu, naprawdę koszmar. wszystko z mojej winy
bo np nie powiedziałam mu, że mam umówioną sesję zdjęciową (mimo, że dowiedziałam się bardzo niedawno o tym) czy że spotkałam się z tą znajomą, czy jak pytał co robię twierdziłam, ze nic takiego, bo uważałam to za informacje zbędne. On przez to czuł się 'odrzucony', twierdził, że nie traktuję go sprawiedliwie, że tak nie może być... często np rozmawiałam z kimś innym, a on po jakimś czasie podchodził i mówił, że on na tym cierpi, bo wygląda tak, jakbym go nie znała...'
Zależy mi na nim potwornie, nawet nie umiem tego opisać słowami...
dwa tygodnie temu wyszła taka niemiła sytuacja- rozmawialiśmy wtedy ze 2h przez telefon w nocy i doszliśmy do wniosku, że przyjadę do niego na drugi dzień porozmawiać, nawet jeśli miałaby to być nasza ostatnia rozmowa (on wmawiał sobie, że będzie ostatnia)... na miejscu przeżyłam lekki szok. wszystko miał zaplanowane, tu martini, tu to, tu tamto, 3 warstwowa kawa...no naprawdę się postarał. rozmawialiśmy bardzo długo, ja utrzymywałam, że przyjaźń jest najważniejsza, a nie miłość (jak się okazało, wiedział, że ściemniam w tym momencie), podsumował, że jesteśmy 'przyjaciółmi ze zobowiązaniami'. np nie byłby w stanie wysłuchiwać ode mnie tego, że kogoś mam i jak mi się z nim dobrze układa. jest typem zazdrośnika, ma też swoje kompleksy i to mam wrażenie, że bardzo dużo, tylko stara się je dobrze maskować. wiele razy wręcz płakał przeze mnie, a tak naprawdę wszystko to co robiłam na przekór jemu było totalnie niezamierzone. w każdym razie wtedy doszło do tego, że zrobiła mu masaż, było naprawdę miło, wreszcie wróciłam uśmiechnięta do domu... Na sylwestrze... jeszcze 30 sekund przed nowym rokiem się kłóciliśmy i to ostro, a z wybiciem północy pierwszy raz pocałował mnie. aż mnie zamurowało, bo nic wg mnie na to nie wskazywało... w każdym razie wyszlo potem jeszcze (byliśmy u znajomych w bloku) że wyszliśmy na klatkę schodową i w totalnych ciemnościach rozmawialiśmy, on miał nadzieję, że ja faktycznie będę inna, że się zmienię, zaryzykował, całowaliśmy się, przytulaliśmy, mówił, jak bardzo mnie nienawidzi, a mimo wszystko... potem było dobrze dobrze... i w środę zaczęło się psuć. znowu popełniłam te same błędy typu on się wyłączył w☠☠☠☠iony na mnie, ja oddzwoniłam 2 razy i dałam sobie spokój, bo nie odbierał, a on jest osobą, która preferuje wszystko, żeby załatwiać od razu, natychmiast, a nie czekać niewiadomo ile i to głównie przez to to wszystko wychodziło, bo ja zwykle chciałam przeczekać, on wręcz przeciwnie...
dzisiaj było 'w miarę normalnie' ale powiedział mi, że już jest ZA PÓŹNO, za późno przejrzałam na oczy, on ma dość tego wszystkiego, nie ma siły... ja oczywiście bronię swojego twierdząc, że jeszcze nie w szystko stracone...
ale powiedział mi, że jutro to udowodni- że naprawde jest za późno.
ja wiem, że jemu dalej zależy tak samo jak mnie, ale to po prostu z tego braku siły to wszystko wynika, zniszczyłam go swoim stoickim spokojem...
proszę powiedzcie, doradźcie co mogę mu powiedzieć, co zrobić żeby jednak zmienić jego astawienie? żeby dał mi jeszcze jedną szansę? co robić? bo już po prostu sobie nie radzę ;(
|