Napisane przez mela1234
Mój mnie wywiózł z Łodzi do Częstochowy na Jasną Górę. Najlepsze jest to, że ja pół dnia zdychałam na migrenę, potem rzucił hasło, że jedziemy pod Kraków po psiaka (owczarka podhalańskiego) to się zebrałam i nawet prowadziłam (ja i psy to szał), Wkurzałam się bo wzięliśmy psa z domu który piszczał bo nie jechał na siedzeniu, a z tyłu w bagażniku za kratą. Siedział tam bo nas wkurza bo lubi łazić po aucie. Jak jest krótka trasa to ok, ale długa to już nie halo. Mąż mnie pokierował na Jasną Górę, nie wysiedliśmy z auta, ale podał mi pudełeczko i mów
-"Masz".
-Ja na to "co masz?" .
-"No pierścionek zaręczynowy".
No i po zaręczynach. Romantyzm pełną gębą, do tej pory mu to wypominam (był to 2006 r., w 2008 wzięliśmy ślub). Ale już taki jest. Jego romantyzm przejawia się w obraniu jabłka, kupieniu mi czegoś dobrego, ale nie w słowach. Nieważne, ważne, że jest dobry dla mnie i naszej córki i dba o naszą rodzinę.
Wczoraj wymyślił, że ma ochotę na pizzę, a ja na mozzarellę, więc pojechał do sklepu i zrobiliśmy pizzę z mozzarellą, salami, cebulką, pomidorkiem, serem i sosem pom. No pycha. Nawet Małgoś się zajadała, a ona ostatnio niejadek. Później ja się położyłam bo godz. 20 trzeba dziecko uśpić, a ci dwoje w pokoju Małgosi usiedli i prawie do 22 klocki układali. Ona była przeszczęśliwa, bo tatuś cały dzień zajęty chociaż wieczorem ma czas.
|