Jak wiecie albo nie okazało się, że moje dziecko złapało jakiegoś wirsua rsv. W szpitalu spędziłyśmy 6 dni. Inhalowali ją najpierw co 4 godziny a potem zeszłyśmy już do odstępów 16 godzinnych. Jestem generalnie bardzo dumna z mojego dziecka bo te 6 dni to jak na tego wirusa bardzo szybko a młoda przecież jest bardzo młoda i proszę jak sobie elegancko poradziła

Zakupiłam wczoraj ten inhalator do użytku domowego również. W ogóle to polecam, bo są dzieci, takie jak moje, które podczas inhalacji zasypiają

Co lepsze - po inhalacjach dziecko bierze się na kolana na brzuszku i oklepuje po plecach - młodej również zdarzyło się tak przysnąć

Poza tym w szpitalu była strasznie grzeczna, no jak nie moje dziecko. Spała, zajmowała się sama sobą, gaworzyła (!) i zaczęła się uśmiechać tak pełną gębą (!).
Poza tym waży 4655g. co nie jest jakimś szałem no ale jednak ciut przybiera. Oczywiście pani doktor starała się mnie sterroryzować laktacyjnie, że może by jednak zawalczyć o laktację i odstawić Bebilon. No kurde... przecież ja jej daję słownie jedną butelkę, najczęściej nie wcina nawet 90ml. a ta mi tu jakbym jakieś świętokradztwo uprawiała, dżizas.
Warunki szpitalne podobno dobre. Podobno bo nie mam doświadczenia ale laski mówiły, że zazwyczaj rodzic siedzi co najwyżej na krzesełku. Ja miałam swoją kanapę. I pościel. Za jedyne 25 pln za cały okres 'wypoczynku'

Minus to jeden kibel włącznie z prysznicem, średnio higieniczny zresztą, na calutki oddział, gdzie z każdym dzieckiem jak wiadomo jest rodzic.
To by było na tyle relacji
