| Zakorzenienie 
				 
				Zarejestrowany: 2004-05 
					Wiadomości: 17 071
				      | 
				
				
				Dot.: Wieczny optymista, lekkoduch..
				
			 
 
			
			
	- nie, ty zdecydowanie rzeczy błahych nie opisałaś, a różnice, ZASADNICZE, różnice w podejściu do życia. Sama wychodzę z założenia, ze pary mogą różnić się temperamentem (spokojny-szalona, spokojna- szalony), ale w tzw. priorytetach powinni mieć wspólne podejście. Dlatego wg mnie w takich sprawach jak np. spędzanie czas, dzieci, religia, pieniądze- powinno się patrzeć podobnie- bo potem, w codziennym życiu zaczyna się użeranie.Cytat: 
	
		| 
					Napisane przez martulka19  Hej, piszę tutaj bo chciałabym poznać opinie ludzi z zewnątrz i może spróbować podjąć odpowiednie decyzję biorąc pod uwage Wasze historie.. a mianowicie chodzi o mój związek. Jesteśmy razem ponad 2 lata, kończymy studia licencjackie. Ja pedantka, pesymistka, twardo stąpająca po ziemii, lubiąca mieć wszystko zaplanowane, zorganizowane, unikająca wszelkich przejawów spontaniczności; on - lekkoduch, bałaganiarz, wieczny optymista, ' wszystko się ułoży', z duzym dystansem do życia.. Chodzi o to, że on jest naprawdę świetnym facetem, kochamy się, zawsze mogę na niego liczyć, nigdy mnie nie zawiódł.. ale czuję, że mnie zaczyna już męczyć ten związek... nie widzę naszej wspólnej przyszłości. O wszystkim muszę pamiętać ja, coby się nie działo on zawsze mówi, że wszystko będzie dobrze i że się wszystko ułoży- mam już dość tego gadania. Jeśli mu nie powiem zrób to, kup to.. to on tego nie zrobi. Co mnie jeszcze drażni - jego podejście do pieniędzy, nie jestem skąpa tylko staram się oszczędzać, zastanowię się zanim coś kupię, sprawdzam ceny.. on wydaje pieniądze na prawo i lewo, często na rzeczy, które sa tak naprawde niezbyt potrzebne.. teraz to jest jego sprawa, jego pieniądze, ale gdy w przyszłości mielibysmy byc razem  i zarządzać naszymi pieniędźmi wspólnie to nie mam pojęcia jakby to miało wyglądać.. Po prostu jest tak wiele rzeczy, które nas różni, kiedyś mi to chyba tak bardzo nie przeszkadzało, teraz sama nie wiem czemu to mi się wydaje takim dużym problemem..
 To niby jest takie błache, ale naprawde się męczę.. chociażby głupi przykład, miał dużo nauki ugotowałam mu obiad na kilka dni, przychodzę do niego po kilku dniach część tego co mu zaniosłam leży już zepsuta w lodówce - nie zjadł tego bo zapomniał i kupił sobie pizzę więc moja praca  i jedzenie poszło na marne.. inny przykład mamy się spotkać, on miał cały dzień się uczyć, jak się okazuje wstał bardzo późno i niewiele jeszcze umie więc niestety bardzo mnie przeprasza, ale mozemy się zobaczyć tylko na chwile..
 
 Z drugiej strony wiem, że coby się nie działo to zawsze mogę na niego liczyć, pomaga mi, dogadujemy się, mamy wspólne zainteresowanie, jest przy mnie gdy go potrzebuje, mogę na niego liczyć, znosi moje humory, wybuchy złości..
 
 Kocham go, ale nie wiem czy to nie czas żeby zacząć myśleć o przyszłości już tak 'na serio'..
 
 Co o tym wszystkich myśleć ? Czy są tutaj dziewczyny których faceci  to totalne przeciwieństwo? Chętnie poczytam Wasze historie.
 |  I chyba męczyłabym się w związku, gdzie to ja bym musiała nosić spodnie, a pan byłby jak na haju: jakoś to będzie. Temu, że się męczysz nie dziwię się zupełnie. No i robisz błąd "matkowania" (a na cholerę to gotowanie obiadków jak mamunia, gdy widzisz, jakie ma podejscie?)
 
 Aha, pomijam, że to, co jest do "przełknięcia" i zaakceptowania w tzw. okresie chodzenia, w życiu poważnym może doprowadzać do szewskiej pasji.
 
				 Edytowane przez madana
 Czas edycji: 2013-03-02 o 14:13
 |