Napisane przez asia_aisa
Dziecka szkoda bardziej. Czy to chorujące, czy to umierające - takimi historiami żyją media. Od razu zaznaczam, że nie chodzi mi o historie, w których dziecko jest wyraźnie ofiarą, dotyka je krzywda, np. ze strony dorosłych. Piszę o sytuacjach dramatycznych chorób i równie dramatycznych ich finałów. Mam wrażenie, że każde zaniedbania - jak głośna teraz w mediach dramatyczna historia małej Dominiki, której nie pomogli lekarze. Czy nie macie wrażenie, że dramaty osób starszych bądź po prostu dorosłych nie są tak widzialne medialnie? Już nawet nie o to chodzi - chodzi mi bardziej o wrażliwość ludzką. Mam wrażenie, że takie sytuacje dotykające dzieci dotykają nas, jako ludzi "bardziej", "mocniej", zapadają w pamięć.
Mnie osobiście każda krzywda ludzka przejmuje, właśnie w zakresie chorób i ich następstw. Kocham ludzi i życie w społeczeństwie, nie życzę nikomu nic takiego - nawet największym wrogom, mimo że osobiście. Osobiście myślę jednak, że choroba i śmierć może tak samo boleć w przypadku śmierci dziecka i 60 letniej, bliskiej osoby. Świat może się zapaść po śmierci dziecka, ale może się zapaść także po śmierci partnera, nawet na stare lata.
Rozmawiałam dziś z kilkoma osobami w moim otoczeniu, no i właśnie wszyscy uważali jak w temacie. Rozmawialiśmy na gruncie samych uczuć i tego, jak czują się bliscy, którzy mają takie sytuacje. Moim argumentem była po prostu empatia - staram się nie różnicować ludzi. Z kolei dowiedziałam się, że nie jestem matką, że przecież 60 lat to już jest starość, no i że dziecko przecież ma całe życie przed sobą. Ale czy to, ile ktoś ma lat jest najważniejsze? Dowiedziałam się też, że matka, która nosiła dziecko pod sercem 9 miesięcy i wychowywała je przez te 36 miesięcy cierpi po nagłej śmierci cierpi bardziej, niż młody mężczyzna (powiedzmy, że 40 latek), który jest w szczęśliwym związku od kilku lat, a jego ukochana odchodzi w tragicznym wypadku.
Dla mnie osobiście ważny jest człowiek jako istota, która ma właśnie dar - dar życia. Chciałabym też zaznaczyć, że nie chodzi mi o prowadzenie debat wśród znajomych i bliskich, że dziecka jest mniej szkoda - po prostu po tej rozmowie miałam takie przemyślenia, że chyba z moim współodczuwaniem jest coś nie tak albo jeszcze nie dorosłam do macierzyństwa.
Szperając trochę w internecie o tym trafiłam na słowa, z którymi po części się zgadzam - że nawet zwierzęta o młode osobniki dba się bardziej, bo to wynika z instynktu.
A co Wy o tym sądzicie? Chodzi mi oczywiście o sytuacje nie dotyczące naszych najbliższych. Czy też uważacie, że dorosłych szkoda mniej? Że społeczeństwo bardziej tak wewnętrznie przeżywa śmierć tych młodych?
|