Witajcie, chciałabym Was prosić o wyrażenie swojej opinii.
Ja jestem już zagubiona.
Oboje z TŻ mamy po 24 lata. Jesteśmy ze sobą od 3 lat, od jakiś 2 mieszkamy razem. Otóż od dłuższego czasu coś jest nie tak. Nie wiem czy ze mną, czy z nim, czy się nie dopasowaliśmy.
W mojej głowie jest dużo rzeczy, które powinny być tematem do dyskusji z nim, jednak on nie lubi "rozmów"....
Spróbuję wypisać co według mnie jest źle i proszę o komentarz odnośnie każdej z tych kwestii, bo ja już sama nie wiem kto ma rację

1. Picie piwa.
Mój mężczyzna pije dość piwa - w zależności oczywiście od tygodnia, jednak uśrednić można do mniej więcej 4 - 5 razy na tydzień 2-3 piwa.
Dla mnie to jest za dużo, ileż można pić tego piwska.
Zawsze jest okazja. Bo dzisiaj jest zmęczony, bo dzisiaj się udało to i tamto, bo dzisiaj jest piątek po całym tygodniu pracy, bo dzisiaj jest sobota... On chce się zrelaksować, a lubi smak piwa...
Więc doszło do tego, że ja się go czepiam, on nie widzi w tym nic złego, nie widzi problemu. Mam wrażenie, że on tylko czeka na okazję, żebym nie widziała, że otwiera piwo...
Nawet podsunełam mu pomysł, że może poszedłby na basen, poćwiczyć albo coś... To on owszem poszedł, ale po powrocie też otworzył piwo..
2. Marihuana.
Kiedyś palił częściej, przed poznaniem mnie. Zdarzyło się wypróbowanie czegoś mocniejszego. Ale od momentu bycia ze mną, podobno zaprzestał takiej częstości - najpierw nie mieszkaliśmy ze sobą, więc ciężko mi określić, później - faktycznie palił hm co parę miesięcy? Ale przecież go nie pilnowałam, nie wiedziałam czy będąc sam z kolegą w mieszkaniu, zdążył zapalić przed moim powrotem czy nie...
Ostatnio pali co jakieś 3-4 miesiące...
Tak czy owak, mi się to nie podoba w ogóle. Dla mnie to nieodpowiedzialne, nie wiemy do końca jakie będą tego skutki, boję się zarówno o niego i jego i tak słabą psychikę i ewentualnie o nasze dzieci – podobno też na nie mogą być skutki gdy rodzic palił/pali…
Więc ja próbuję go jakoś pilnować, on czuje się osaczony, ja mam coraz więcej schiz czy może zapalił jak mnie nie było, może zapali jak pojadę do rodziców…
3. Bałaganiarz i kura domowa
Jest bałaganiarzem, nie przeszkadza mu za bardzo bałagan w mieszkaniu. Z czasem faktycznie stara się bardziej, bo widzi i powiedziałam mu, że to mi przeszkadza, ale jednak dalej jest beznadzieja.
Robi sobie obiad, to nie pozmywa po sobie i nie pochowa co wyciągnął z szafek..
Pełno pustych opakowań, woreczków, butelek..
Odnośnie podziału ról w domu, to on uważa, że to są kobiece czynności. On uważa, że ja powinnam prać, prasować, sprzątać no i w miarę możliwości- gotować. Bo inaczej to co ze mnie za kobieta.
On chce robić typowo męskie czynności, przyniesie ciężkie rzeczy, napali w piecu (którego nie mamy..)
4. Religia.
Ja jestem wierząca, niekoniecznie chodzę często do kościoła, ale jednak wierzę w Boga i dla mnie ewentualny ślub byłby scaleniem nas w jedność itd. On uważa, że ślub/wesele to niepotrzebny stres, jakieś przebieranki, a księży uważa, że są sami grzeszni, itd.
5. Nie czuję się dla niego najważniejsza. Mam wrażenie, że są najpierw jego rodzice, jego brat… a później dopiero ja.
Z rodzicami gada bardzo często, przez telefon, o pierdołach, pyta się o opinie, radzi się..
Dla mnie to chore. Rozumiem parę razy w tygodniu uciąć pogawędkę co słychać i tyle i samemu podejmować decyzje jako samodzielny, dorosły osobnik. A nie mama, tata..mama, tata..
W końcu uznał, że jestem nienormalna, że jestem zazdrosna o jego rodziców, że ich nie akceptuję, że on został tak wychowany, że jego rodzice zawsze będą najważniejsi.
6. Nie czuję w nim oparcia. Jak przychodzę do niego i mówię co mi na sercu leży, on mówi, że wymyślam, marudzę i koniec. Żadnego uścisku, buzi w czółko i słów pocieszenia, że damy radę, wszystko będzie dobrze, żadnej dyskusji, rozmowy...
7. Brak romantycznych momentów… On uważa, że to niemęskie i nie rozumie romantyczności. Dłuższe, namiętne pocałunki to też nie – bo on nie lubi..
Seks też jest krótki, beznamiętny.
Nigdy nie usłyszałam, że jestem piękna, albo dla niego najpiękniejsza, najukochańsza, najważniejsza… Nic… !!!
8. Ogólnie to czuję się jak jakieś piąte koło u wozu w tym związku. Zrobił ze mnie taką osobę, która tylko chodzi marudzi i się czepia, węszy czy wypił piwo, czy zapalił…. I naprawdę już tak się czuję.
Jak idę z nim na spacer, to mam wrażenie, że się gapi na inne kobiety… a powinien na mnie….
Nie chciałabym z nim pojechać na wczasy w ciepłe kraje, pewnie pilnowałabym tylko jego wzroku czy się gapi na inne czy nie….
Ja po prostu chcę czuć się kochana, chcę być najważniejsza dla mojego faceta.
On nawet nie pyta co u mnie, jak przychodzę z pracy.
Jest coraz gorzej.. Coraz więcej irytacji, nerwów, kłótni.. Ale on nie umie rozmawiać….. Jak do niego mówię o problemach, to on dalej się pyta o co mi chodzi albo mówi, że chce go ograniczać…. Albo, że go nie akceptuję…
Nie wiem sama teraz czy ja wymyślam, przesadzam, czy powinnam go po prostu zaakceptować i tyle.
Skupiłam się w tym poście tylko na negatywach, pozytywy też ma……