Witajcie Wizażanki

Jestem z moim TŻ 2,5 roku i od niedawna razem mieszkamy. Niedługo kończymy studia, nasza sytuacja materialna pozwala na samodzielne utrzymanie się. Do tej pory było nam razem bardzo dobrze, wspieraliśmy się i rozumieliśmy, a wszelkie sytuacje konfliktowe były szybko rozwiązywane.
Poważny problem pojawił się niedawno. Chodzi o to, że ja nie uznaję nieformalnych związków na dłuższą metę. Jako że do tej pory potrafiłam rozmawiać z TŻ na każdy, nawet najbardziej intymny temat, to zapytałam go również jakie jest jego zdanie na temat ewentualnych zaręczyn i ślubu. Odpowiedź mocno mnie rozczarowała, bo usłyszałam, że TŻ nie przewiduje tego w ciągu najbliższych lat, bo on musi najpierw znaleźć dobrą pracę i czegoś się dorobić, stawia na własny rozwój i nie myśli o jakichś tam ślubach... Ponadto stwierdził, że temat jest bzdurny, nie dotyczy nas i szkoda w ogóle marnować czasu na takie bezsensowne gadki

Po raz pierwszy odkąd z nim jestem poczułam się tak bardzo nierozumiana, olana i niechciana. I to w tak ważnej dla mnie kwestii. Strasznie mnie przybiła tamta rozmowa i chyba trochę straciłam zaangażowanie w ten związek. TŻ oczywiście uważa, że przesadzam, "mam focha", a kiedy chciałam ponownie na ten temat rozmawiać, nie zgodził się. Nie jestem przyzwyczajona do takiego zachowania, nie wiem jak w takiej sytuacji postąpić. Chciałabym jeszcze wrócić do tego tematu, bo jeżeli on naprawdę tego ślubu nie przewiduje, to nie ma sensu kontynuować naszego związku.
Co byście zrobiły na moim miejscu? I co w ogóle myślicie o takim zachowaniu mojego TŻ? Przepraszam, jeśli zbyt chaotycznie wszystko opisałam, ale cały czas jeszcze mocno się przejmuję tą sytuacją. Jeśli pominęłam jakiś istotny aspekt, to pytajcie.