Drogie Wizażanki, mam 18 lat i jestem bardzo samotna. Zanim zaczniecie pisać, że w tym wieku nie warto się tym przejmować, proszę przeczytajcie do końca.

Nigdy nie miałam faceta, nigdy też nad tym specjalnie nie ubolewałam. Wychodziłam z założenia, że na wszystko przyjdzie pora. Tyle że ta moja wieczna samotność zaczyna mi coraz bardziej doskwierać, zwłaszcza kiedy wokół tyle kochających się par. Naprawdę nie wiem co jest przyczyną tego, że nie mogę sobie znaleźć faceta. Nie jestem pięknością, ale na pewno nie jestem brzydka, dbam o siebie. Można ze mną pogadać na mnóstwo tematów, często się uśmiecham, jestem pozytywnie nastawiona do życia. I wciąż samotna...

Myślałam, że może przyczyną jest moja nieśmiałość, ale wokół wiele jest nieśmiałych dziewczyn, które znalazły swoje drugie połówki. Zresztą, ta nieśmiałość jakoś specjalnie nie utrudnia mi kontaktów z innymi. Mam kilku kolegów, ale to tylko koledzy. Często bywało tak, że niestety wyobrażałam sobie zbyt wiele. Usłyszałam od faceta, że jestem świetną inteligentną dziewczyną "nie taką jak inne" i od razu myślałam, że będzie z tego coś więcej, a w rzeczywistości relacja nie wychodziła poza zwykłe koleżeństwo. Przez chwilę spotykałam się nawet z pewnym facetem. Mówił, że wspaniale się ze mną rozmawia, a skończyło się na dwóch spotkaniach... Przestał się odzywać. I tak własnie mija mi młodość. Kiedy inni chodzą na randki ja siedzę w domu albo chodzę na samotne spacery (ew.spacery z koleżankami). Nie wiem już, co ze mną jest nie tak. Być może podświadomie robię coś źle? Koleżanki nie służą pomocą, mówiąc, że to wina facetów i nie warto się przejmować. Łatwo mówić, kiedy ma się partnera... Nie liczę, że dacie mi złotą radę jak postępować, bo przecież mnie nie znacie. Ale może macie jakieś swoje własne obserwacje? Może miałyście podobny problem i wiecie, co może być przyczyną? Dziękuję z góry i przepraszam za rozpisanie się.
