Po przeprowadzce z Warszawy do Warszawy na samą myśl o przeprowadzce do Danii dostaję gęsiej skórki....
Prawdopodobnie będzie... ale póki co odłożyliśmy ten temat na półkę. Nie ma opcji, żeby TŻ wyjechał tam przed ślubem

... Więc pogadaliśmy z tymi znajomymi i powiedzieliśmy im, że my tak.. ale po ślubie... Zobaczymy co z tego wyniknie.
Z szefem... nie chce mi się nawet gadać. Ja zawiniłam. Ale wiecie czemu? Bo jestem pieprzoną perfekcjonistką i nie umiem powiedzieć, że z czymś sobie nie dam rady, nie udźwignę tematu, nie wyrobię się w czasie.

Nie chce mi się już wnikać w szczegóły... ale fajnie nie jest.
Ostatnie słowa szefa jakie słyszałam to "Ok, nie ściemniaj mi już. Nie mamy o czym gadać. Na razie" Na początku oczywiście płacz i histeria.. ale myślę sobie, że mnie nie zwolni.. choć to kretyn jest.. choleryk i ludzi ma za swoich służących... ehhh.. można by pisać i pisać..
Uspokoiłam się już na szczęście. Jak mnie zwolni to trudno. Na nim się świat nie kończy. A ja też mam prawo do życia prywatnego...
On potrafi zadzwonić w sobotę wieczorem, żebym mu gdzieś pojechała, coś zawiozła, kupiła, odebrała... Masakra.. a jak ja mam teraz taki sajgon - wczoraj skończyliśmy o 3:30....

i nie dojadę na czas gdzie trzeba to "Ok, nie ściemniaj mi już. Nie mamy o czym gadać. Na razie"
Kochana, mialam dwóch rosłych panów do noszenia kartonów, pudeł, toreb, mebli.... ale weź to spakuj wszystko w punkcie A, zawieź do punktu B i rozpakuj...
