|
Rozeznanie
Zarejestrowany: 2011-12
Lokalizacja: Warszawa
Wiadomości: 725
|
Składka na imieniny szefów wszystkich szefów w pracy
Od dłuższego czasu uwiera mnie taka oto sytuacja, która występuje u mnie w pracy. Chciałabym poznać wasze zdanie ogólnie o idei organizowania imienin w pracy, o składkach, oraz waszą opinię na temat mojego przypadku, który opiszę poniżej. A także wasze pomysły jak się kulturalnie wymigać od wzięcia udziału w składce na prezent imieninowy dla szefa wszystkich szefów w pracy.
Pracuję w służbie nazwijmy to publicznej (w sensie, że nie w prywatnej firmie). Dwie najważniejsze osoby w tym państewku, absolutny "szczyt dostojeństwa", to dwie kobiety: prezes i wiceprezes.
Co roku wydział organizacyjny organizuje składkę na rzecz kupienia prezentu dla prezeski z okazji jej imienin, to samo z imieninami wiceprezeski. Składka wynosi po 5 zł zazwyczaj, raz lub dwa było po 10 zł. Za tę kwotę zwykle kupowane są perfumy, jeśli coś zostanie - kwiaty. Wychodzi z tego coś około 1100 zł na jeden prezent imieninowy dla prezeski/wiceprezeski. Następnie wszyscy idą do prezeski/wiceprezeski, naczelny wydziału organizacyjnego mówi kilka zdań i wręcza prezent, wszyscy ustawiają się w kolejkę, by osobiście złożyć życzenia, a na koniec każdy dostaje po cukierku z koszyczka i do widzenia.
Co chcę podkreślić: składki są obowiązkowe. Moja naczelna wydziału chodzi po swoich podwładnych i zbiera pieniążka. Robi to w taki sposób, że czuć nacisk, presję, musisz, no musisz, no musisz.
Teraz co ja myślę i dlaczego założyłam wątek. Otóż:
- szukam podpowiedzi czy moja opinia jest odosobniona społecznie (no nie wiem jak to nazwać - czy wyolbrzymiam, czy wymyślam, czy to jaskrawy przejaw skąpstwa),
- szukam sposobu jak się wymigać od składki i tej szopki imieninowej tak, bym nie wyszła na skąpego aspołecznego gbura (to, czy nim faktycznie jestem nie ma znaczenia
), w miarę kulturalnie (może nie ma takiej opcji?).
Uwiera mnie, że:
- ja jako szary pracownik uczestniczę w zrzucie na kogoś, kto zarabia ileś tam razy więcej niż ja,
- ten ktoś nie składa mi życzeń z okazji moich imienin (no ok, rozumiem, że to by było głupie i dziwne gdyby góra przychodziła do każdego szeregowego... ale o zasadę idzie),
- uzbierana kwota to tylko niewiele mniej niż moja miesięczna pensja,
- jest taka presja na te składki (wewnętrzny infantylny(?) bunt: jak mi każą to jestem na nie),
- za tę całą szopkę jest cukierek i już do widzenia, bo następna grupa czeka kolejce,
- czuję się jak podlizuch,
- nie cierpię składania życzeń,
- w publicznych organizacjach jakoś mi to koliduje z... nie wiem - etyką?.
Napisałam, że mnie uwiera, bo w końcu bez szemrania zawsze się składałam, a swoje zdanie zachowywałam dla siebie, ale z roku na rok coraz bardziej drażni mnie ten nacisk.
|