2013-07-29, 13:45
|
#4920
|
Zadomowienie
Zarejestrowany: 2009-02
Wiadomości: 1 400
|
Dot.: Prokrastynacja, czyli zgubne odkładanie na później... cz.III
Cześć
Już doszło do tego, że choć kombinuję czasem w myślach co Wam odpisać itp, to jak teraz siadłam do nadrobienia wątku, to miałam chęć uciekać (i dalej mam)
Chyba w klubie się wyżalę z lipcowych perypetii.
Emilko, książka o uważności - zapamiętana.
Z waszej dyskusji póki co zastanowiło mnie, że sprzątanie nie jest ani ważne, ani pilne. Hę? No jak to?! czyli co? nie musi wisieć nade mną i kłuć wyrzutem, jeśli tego nie zrobię? po namysle: /czy dobrze to rozumiem - ani ważne, ani pilne, ponieważ jeśli nie zmyję zaraz podłogi w łazience, to życie moje i rodziny toczy się dalej - bez zmian?/
Z pozytywów: ćwiczę się w wytrwałości (i poniekąd w uważności) - zaczynam jedną rzecz i ją kończę - przykład: zlew zawalony naczyniami wszelakimi, duże gary i talerze zapełniają "misę" a z boku leżą szklanki - co robi zazwyczaj Aper? odczuwa niechęć do załatwienia garów (i zrobienia sobie pola do manewru), i gimnastykując pod kranem nad hałdą myje szklanki, które stały z boku i nie wadziły; w międzyczasie ściera blat, wzrok zahacza się na pustej butelce do podlewania kwiatków - więc hajda! na balkon, bo to przecież bardzo ważne w ten upał. Wraca z balkonu i stan- a co ja tu robiłam.... ach, te gary, ble.
Teraz staram się działać po kolei - ZMYWAM NACZYNIA i nic innego nie zaczynam dopóki nie skończę - najpierw to co zawadza, potem reszta (już wygodnie), blat ścieram po skończeniu naczyń itp.
Wierzę w dwa czary kuchenne - pusty zlew i czysty blat roboczy na koniec dnia. Poza tym staram się ścierać jakieś "skapki" na kuchenkę od razu, nie pozwalając im zaschnąć, tak samo z podłogą /zazwyczaj stawiałam na "wielkie szorowanie" raz na długi czas/. Lepiej mi /myślałam, że Wam tylko posmęcę, ale jednak pozytywy jakieś są/
Całe moje życie to takie chaotyczne skakanie. nie tylko w kuchni. nie znam swoich zasobów (mam chyba ze 3 puszki w szafce czerwonej fasolki a zero kukurydzy, bo często kupuję na zasadzie "chyba nie mam"). nie potrafię zaplanować obiadów na kilka dni - jakaś mglista wizja jest - owszem, ale potem się okazuje, że coś wyrzucam, coś się marnuje, albo rezygnuję z planów bo jednak czegoś nie mam. Tak samo mam z ubraniami, materiałami do pracy; ze wszystkim! brak stałej kontroli, chaos i radykalne porządki raz na jakiś czas.
|
|
|