|
Dot.: największe faux pas w salonie sukien ślubnych
To ja się teraz z Tobą zgodzę.
Po pierwsze - "jeden z salonów miał na stanie 5 sukien, pani mnie poinformowała, że mierzy się tylko jedną suknie wybranego stylu, a potem ogląda resztę w katalogach i zamawia wybraną" - to się w ogóle nie miesci w kategorii salon, to jakas ściema, żaden profesjonalista tak nie pracuje.
"jak ma zarabiać na siebie salon, który wręcz wyrzuca klientki" - zazwyczaj jest to wina szefa, który ustala wynagrodzenia na zasadzie stałej pensji "czy się stoi czy się leży" - brak prowizji, to gwarancja kompletnej degrengolady ze strony pracowników.
I "ps. salon, w którym kupiłam suknię i zostałam normalnie potraktowana o dziwo był tym właśnie najlepiej wyposażonym - i tam nikt nie miał problemu z tym, że suknie trzeba nosić, chociaż po wielkości i wyposażeniu śmiem sądzić, że mają znacznie więcej klientek" - widzisz, bo to trzeba lubić jeszcze do wszystkiego, ja nie wyobrażam sobie pracy nawet na 50 sukniach, bo ja CHCĘ pomóc pannie młodej znaleźc suknię to dla mnie punkt honoru i - w większości wypadków - przyjemność, dlatego wytrzymuję maraton o którym pisałam - i doszlam do takiej wprawy, że nie muszę ani jeść ani korzysać z toalety. Nie czuję nic. :P
Jednak praca z klientka umówiona to komfor dla niej i dla mnie, nie stersuję się, że mi nie starczy czasu, mogę wczesniej klientce zadac parę pytań - czego szuka, na jaki termin suknia jest potrzebna, co jest jeszcze potrzebne - i mogę sie do tej przymiarki lepiej przygotować.
__________________
Im dalej w las, tym więcej drzew.
|