wczoraj moja mama spotkała znajomą(moj brat i jego córka chodzili do szkoly razem) z wózkiem i pyta sie której to synek, a ona, ze tej, co zmarła przy porodzie...Okazało się, ze to Matka tej dziewczyny, co w listopadzie na krasnickich zmarła po porodzie-głośna była sprawa...jak opowiadał całą historie, a potem mama mi, to po prostu cała sie trzęsłam aż....do tej pory mysle ciągle o tym...i pomyślec, ze winna jest moja lekarka prowadzaca.... Dziewczyna miała od 5 lat cukrzycę, a syn miał grubo ponad 4kg, miała wskazania do cesarki na pismie,a ona kazała jej rodzic naturalnie, podczas porodu sama sobie mierzyla cukier-nikt jej nie mierzył, aż potem skali brakło...wsadzili ja jeszcze do wanny, co spowodowało krwotok, widziala, co się dzieje więc zadzwoniła po mame, i ta przyjechała i widziała jak jej córka rodzi i umiera....podczas porodu cukier był tak wysoki, że straciła wzrok, jak urodziła to tylko reką gładziła buzie synka, zeby poczyc jaki jest, zaczeła krwawic, to obkładali ja lodem...jak za króla świeczka normalnie...zawieżli ją na OIOm, zrobili operacje, usunęlimacice, ale za późno nie było juz kogo ratowac....

Kacperek- bo jeszcze w ciązy takie imie wybrała ma dziś 10 miesięcy, mieszka z tata i dziadkami, a wdzien opiekujue się nim mama jego mamy, nie ma ani grosza renty, bo matka świeżo po studiach i nie pracowała...walcza o rente od szpitala...makabryczna historia...sprawa w prokuraturze...ide czytać dalej